Nowe Media
Warto wziąć tę książkę w podróż i czytając – pokusić się na eksperyment: nie włączyć roamingu transferu danych w swoim telefonie po wylądowaniu. Pozostać jedynie przy telefonie takim, jakiego używaliśmy pięć-sześć lat temu, służącym wyłącznie do dzwonienia.
Jordi Romanach, autor „Cyfrowej diety” jest absolwentem informatyki i reklamy na Universidad Autonoma de Barcelona, doradza w zakresie strategii komunikacji największym hiszpańskim firmom. Napisał książkę o tym, jak wypływają na nasze zachowania smartfony, sieć. Napisał o nowym niewolnictwie, jakiemu poddajemy nasze mózgi, o uzależnieniu od techniki i technologii, także o tym, kto korzysta na naszej obecności w sieci, jak dzięki nami rozwijają się imperia nowego świata, świata nowych mediów.
Początek naszego eksperymentu: używamy SMS do poinformowania najbliższych, że wylądowaliśmy. Zwykle używaliśmy w tym celu serwisów społecznościowych wpisując mało może poetyckie #Landed lub e-maila.
Nie wiemy, czy w czasie gdy lecieliśmy przyszły ważne wiadomości, na które natychmiast powinniśmy odpowiedzieć. Świat przyspieszył, wzrostła też presja, aby odpowiadać natychmiast, nawet tuż przed północą lub po obudzeniu się i włączeniu smartfona. Cały czas dostępni.
Ot, choćby ta informacja: ledwo w miesiąc po rozpoczęciu działalności spółka Mailbox została przejęta przez Dropbox. Przejęcia, fuzje trwające niegdyś rok, dwa lata, dziś dokonują się w mgnieniu oka. Jeszcze niedawno dziwiliśmy się, że po półtora roku działalności Instagram został kupiony przez Facebooka za miliard dolarów. Takich „deali” jest w nowych mediach więcej. Świat przyspieszył, co wymaga też od nas, od wszystkich, stałego podłączenia, śledzenia trendów, odpowiadania, przetwarzania…
Stop! Jordi Romanach twierdzi, że niewiele osiągniemy funkcjonując w ten sposób, niewiele osiągniemy w ciągłym podłączeniu do „Fast Food Digital”.
Powinniśmy przejść na wyższy poziom informacji, na lepszą strawę dla naszych mózgów, na lepszej jakości informacje: mniej, ale lepszej jakości. Bez strachu, że czegoś się nie dowiemy. Bez natłoku danych utrudniających nam postrzeganie świata, zabijających kreatywność. Z większą uwagą wybierając źródła, z większą uwagą traktując relacje w realu. Z mniejszym przywiązaniem do deponowania wszystkiego, co nasze, w przestrzeni cyfrowej.
Tworząc kontent, teksty, nagrania wideo, zdjęcia, żywimy sieć. Tracimy prawo do naszych prac. Uczestniczymy w zbiorowej fieście, często niezauważalnie dla nas samych tracąc poczucie czasu, poczucie tego, co ważne, tracąc intymność. Dając światu to, co jeszcze niedawno było zastrzeżone tylko dla najbliższych. Bez panowania nad tym, co do nas dociera ze świata i co światu przekazujemy. Napędzani coraz częściej najprostszymi bodźcami, ciągłymi emocjami, na wirtualnym speedzie.
Ale przecież – uważamy coraz częściej – zawsze w sieci jest coś ciekawego. Zawsze coś się dzieje. Ktoś z „przyjaciół” znalazł w sieci coś ciekawego i dzieli się tym na Twitterze bądź Facebooku, publikuje zdjęcie w Instagramie, odkrywa nową ważną opinię. Albo muzykę. Albo wideo. W sieci nie sposób się nudzić. Wystarczy wejść.
Wystarczy wejść. Tak. Ale róbmy to uważniej – to Jordi Romanech.
Odkładając sieć, nie włączając roamingu w smartfonie dostrzegam grupkę starszych mężczyzn grających w bule i zainteresowanych nimi wysoką, zgrabną Skandynawkę. Czy dostrzegłbym ich – a również: czy dostrzegłbym ją – gdybym uruchomił roaming? Pijąc zieloną herbatę w ulubionym miejscu przy Lasku Bulońskim raczej sprawdzałbym opinie, wiadomości, informacje, zdjęcia, posty, statusy i maile. Pracowałbym mimo niedzieli.
Nie włączyłem roamingu. Nie mam dostępu do transferu danych. Telefon znów jest tylko telefonem. Czytam gazetę, papierową. Szeleści, pachnie. Bardziej intensywny jest też śpiew ptaków w miejscu, w którym jestem. Mimo że to ledwie drugi dzień bez dostępu do sieci. Z zainteresowaniem przyglądam się grającym w bule. I zafascynowanej grą Skandynawce. „Le Figaro” – papierowe „Le Figaro”, kupione w tradycyjnym kiosku – donosi, że francuscy internauci łączą się, aby uratować przed zapomnieniem, pokolorować, odświeżyć, odnowić „Parasolki z Cherbourga”. I zaprezentować ten firm w Cannes, podczas najbliższego Festiwalu. Zbierają w sieci pieniądze, brakuje im już tylko kilkanaście tysięcy euro. Chciałbym wejść na stronę, zobaczyć który model współfinansowania partycypacyjnego wybrali, ale też zobaczyć ten projekt, może go wesprzeć. Zapisuję na gazecie, aby to zrobić, gdy kiedyś znów wejdę do sieć. Sieć, która przecież ma wiele ciekawych, ważnych, dobrych i poważnych projektów.
Jednak w księgarni mam kłopot. Nie mogę sprawdzić, czy książka którą trzymam w ręku jest dostępna w Kindle, w Kobo, w wersji cyfrowej. Nie wiem, czy książkę kupić w wersji papierowej, czy może dostępny jest ebook, bez dostępu do sieci nie jestem w stanie podjąć takiej decyzji. Coraz więcej ludzi chodzi po księgarniach we Francji podobnie jak ja, ze smartfonami – raczej inspirują się, dowiadują o nowych pozycjach, niż kupują. Zakupy realizują w wersji cyfrowej, w sieci.
Na spotkaniu pełen profesjonalizm: smartfon głęboko w teczce, absolutne skupienie na partnerach nowego przedsięwzięcia, ich argumentach. Nie ma smartfonu, mam też wrażenie, że moje argumentowanie jest uważniejsze, uwaga bardziej wyostrzona. Powaga, szacunek wzmacniane zasygnalizowane także wprost, nieobecnością czarnego prostokąta na stole. Jakbym mówił tym samym: teraz rozmawiamy, to jest najważniejsze. Gdybym was nie szanował, gdyby było inaczej, moglibyśmy wszystko omówić podczas wideokonferencji. Jednak woleliśmy się spotkać. A jeśli tak, traktujemy się z uwagą.
Żyć bez smartfona można, choć zaczyna być to coraz trudniejsze. Jadąc po tak dobrze mi znanym Paryżu – błądzę. Ostatnio papierowy plan miasta w ręku miałem dobrych kilka lat temu. Mapa w smartfonie, z lokalizacją gdzie jesteśmy i jak najszybciej, najsprawniej dotrzeć do punktu przeznaczenia, jednak nie działa. Smartfon poza siecią.
Nie mogę też podzielić się ciekawą informacją ze swoją społecznością. Nie sposób już nie karmić jej danymi, opiniami, zdjęciami, tekstami. Zapisuję informację, którą chciałbym przekazać, gdy wejdę znów do sieci. Informacja jest ciekawa, poruszająca, zrozumiała dla wszystkich, wypełniająca warunki i dobrego newsa i – po części – dobrej narracji. Gdy jednak teraz, po kilku dniach czytam to, czym chciałbym podzielić się wówczas z innymi, informacja ta wydaje mi się miałka, banalna, po dłuższej refleksji niewarta uwagi.
Bezrefleksyjność, powierzchowność – to coraz częściej wyznacznik sieci, ale i relacji społecznych. A to – jak twierdzi Jordi Romanach – dopiero początek procesu. 65% hiszpańskich dzieci pytanych pod koniec 2012 r. o to, jaką zabawkę, jaki prezent chciałoby otrzymać na Boże Narodzenie, odpowiadało: smartfon.
Pediatrzy i pedagodzy dziś coraz częściej biją na alarm: zdolność utrzymania uwagi przez dzieci i młodzież radykalnie się zmniejsza, łatwiej popadają one w zdenerwowanie, trudniej panują nad emocjami, rośnie frustracja, zwiększa się ich egocentryzm i niemożność samokrytyki. Jordi Romanach pisze o pokoleniu „kidults” – analfabetów emocjonalnych, zdziecinnienia pod wpływem zabawek nowych technologii, kompulsywnych, wciąż obecnych w sieci, realizujących już wyłącznie tam swoje potrzeby.
Każde potrzeby. Potrzeby relacji, dowiedzenia się, co u drugiego człowieka, nawiązania i podtrzymania relacji.
A więc: dowiedzenia się, o której odjeżdża pociąg i zobaczenia miejsc, do których nie muszą dotrzeć, jeśli tylko wcześniej dotarł tam pojazd Google StreetView fotografujący każdą ulicę i każdy budynek, każde drzewo w mieście. I nie muszą już nic, poza włożeniem okularów Google…
Ważną rolę mają więc do spełnienia ci, którzy są dojrzali, są mentorami, przewodnikami, nestorami społeczeństwa. Jak szefostwo Vokswagena „wyłączające” służbowe telefony Blackberry wszystkim pracownikom wyposażonym w nie w godzinę po zakończeniu „godzin pracy” i włączające je na godzinę przed rozpoczęciem pracy, aby zajęli się czymś innym, aby zainteresowali się rodziną, życiem, światem wokół.
Ważną rolę mają też rodzice „kidultsów” – interweniujący, aby nie przesiadywali oni w sieci. Nauczyciele – szukający pomysłu na swoich uczniów, na zachowanie przez nich uwagi, bo inaczej niczego nie będą w stanie ich nauczyć. I księża. A także wszyscy, którzy chcą przekazać wiedzę, informację, wiadomości, a którzy nie są w stanie tego zrobić w społeczeństwie ludzi zapatrzonych w okienka smartfonów.
We wszystkim wskazany jest umiar, czasami odłączenie od sieci. Głębsze przeżywanie relacji świata realnego, głębsze przeżywanie świata w ogóle. Panowanie nad technologią, aby ona nie zapanowała nad nami.
Dzwonię więc przed wylotem do asystentki i proszę, aby sprawdziła, co dzieje się w ruchu powietrznym nad Europą. Zanim zamówię taksówkę na lotnisko chcę upewnić się, że samolot odleci o czasie. Gdybym miał smartfon, jednym palcem uruchomiłbym którąś z aplikacji pokazujących wszystkie samoloty nad Europą, tablice przylotów i odlotów na interesujących mnie lotniskach.
Nie chodzi o to – powtarza do znuszenia Jordi Romanach – aby nie korzystać z technologii, lecz by robić to umiejętnie. Jeżeli więc należysz do osób, którzy uważają, że mimo wszystko istnieje życie także poza siecią, wiesz też przecież, że zasługuje ono na to, by przeżyć je w całości, wykorzystując maksymalnie każdy dzień, tak jakby każdy był ostatnim dniem Twojego istnienia.
Jak? Oto porady Jordi Romanacha:
Jeśli jesteś nastolatkiem:
- Nie przemilczaj, ani nie toleruj nigdy mobbingu – ani w szkole ani w sieciach społecznościowych (cyberbullying). Powinieneś wiedzieć, że ten drugi rodzaj przemocy jest zawsze bardziej okrutny i tchórzliwy, ponieważ często jest anonimowy i bardziej rozłożony w czasie.
- Zamykaj lub wyłączaj Twoją nieużywaną kamerę internetową i nie poddawaj się nigdy presji drugiego użytkownika, żeby się przed nią rozebrać.
- Nie ujawniaj Twojego wieku czy płci, nie wysyłaj też Twoich danych osobowych (gdzie mieszkasz? do jakiej szkoły chodzisz? o której godzinie jesteś sam czy sama w domu?) nikomu z grupy Twoich znajomych na Facebook’u czy jakiejkolwiek innej sieci społecznej.
- Wejdź w cyberświat z jednym kontem e-mail przeznaczonym do kontaktów z Twoją rodziną i Twoimi prawdziwymi znajomymi, a innym (lub innymi) przeznaczonymi dla reszty Twojej całej obecności w sieci wirtualnej.
- Nie wierz tym, którzy mierzą swój sukces liczbą subskrypcji czy znajomych, których mają na kontach społecznościowych.
Jeśli wciąż chcesz zaliczać się do młodzieży:
- Unikaj zmieszania pojęcia przyjaciele i znajomi w sieci.
- Pamiętaj, że samo bycie zalogowanym, nie powinno oznaczać od razu gotowości do natychmiastowej komunikacji z innymi.
- Zadaj sobie jedno jedyne pytanie: Jeśli twoja aktywna obecność w portalach społecznościowych nie jest opłacalna … – dlaczego wciąż tam jesteś?
- Nie bądź “kidultem”, zdziecinniałym dorosłym. Trudno traktować Cię poważnie, zarówno na uczelni, w pracy czy w Twoim środowisku osobistym, jeżeli sam nie jesteś w stanie tego zrobić w stosunku do siebie.
- Nie zapominaj, że całkowite usunięcie wszystkich Twoich danych osobowych czy danych dotyczących wyszukiwań w Internecie jest praktycznie niemożliwe: okaż sprzeciw tej nowej „dyktaturze” cybernetyki.
Jeśli jesteś ojcem/matką:
- Pomagaj i prowadź swoje dzieci, również w sieci. Jest ona wspaniałą przestrzenią także do przekazywania wartości.
- Nie zezwalaj im na dostęp do Facebook’a przed trzynastym rokiem życia. Umożliwienie im tego, nie sprawi, że będziesz bardziej nowoczesny czy fajny.
- Nie zamieszczaj zdjęć ani nie komentuj niczego co dotyczy Twoich dzieci na Twoich osobistych kontach internetowych. Jeżeli to czynisz, prawdopodobne jest, że pewnego dnia będziesz tego żałował.
- Nie zapominaj, że urządzenia technologiczne przekazują dorosłą wizję społeczeństwa. Czy niezbędnym jest obdarowywanie twoich dzieci tabletami przed piątym rokiem życia, komórkami przed dwunastym lub konsolami i grami wideo, kiedy zaledwie rozpoczęły swoje pierwsze kroki w szkole podstawowej?
- Pamiętaj, że ani w tych kosztownych prezentach ani w portalach społecznościowych Twoje dzieci nie znajdą samooceny i uczuć, których potrzebują. Czy nie lepiej podarować im zwyczajnie swój czas?
Jeśli jesteś dorosłym:
- Odłącz się: nie zabieraj twojego telefonu do łóżka – po prostu wyłącz go. Żyć nie oznacza być niewolnikiem ekranu.
- Unikaj sytuacji, w których telefon przerywać będzie jakieś spotkanie osobiste czy towarzyskie. Skoncentruj się na tym co robisz, wszystko ponadto jest dodatkiem; Twój umysł (i Twoje zdrowie) będą Ci za to wdzięczne.
- Nie zapominaj: aktualne sieci społeczne są modą. Wiele z nich zginie i powstaną nowe. Ty masz tylko jedno życie, nie marnuj więc swojego czasu.
- Korzyści płynące z technologii zależą od jej wykorzystania. Skorzystaj z nich i ciesz się nimi.
- Odizoluj się od cyberprzestrzeni: jest nas coraz więcej – osób uważających, że schronienie się w wirtualnym świecie nie jest najlepszym sposobem na ucieczkę od nudnego życia offline. Odzyskaj zapomniane przyjaźnie i hobby. Żyj.
Eryk Mistewicz
Dieta digital, Jordi Romanach, Ed.Plataforma Editorial, 2013.
Tekst ukazał się w wyd.4 kwartalnika „Nowe Media”