PR walczy z informacją, informacja z PR-em

PR walczy z informacją, informacja z PR-em

„Kiedy agencje ratingowe interweniują zbyt późno, są atakowane, że nie przewidziały kryzysu. Kiedy reagują zbyt szybko, są oskarżane, że kryzys wywołują” – to zdanie Gunthera Capelle-Blanchard, wiceszefa Centrum Badań nad Przyszłością i Informacją (CEPII) wciąż powracało przy lekturze tej książki. Najważniejszej dziś lektury na temat wartości informacji w biznesie, wykorzystywania informacji, a przede wszystkim odpowiedzialności ośrodków generujących informację ekonomiczną – agencji ratingowych, za kryzys.

Być może wręcz, sprecyzję tę myśl jeszcze dosadniej: odpowiedzialności za oszustwo, za manipulację podawanymu wiadomościami, za nierealizowanie podstawowej misji w świecie informacji: ostrzeżenia przed zbliżającym się kryzysem.

Książki, która wyszła spod pióra ważnego dla sprawy autora. Marc Ladreit de Lacharrière jest ojcem-założycielem i prezydentem Fimalac, grupy kapitałowej, do której należy Fitch Ratings. W ciągu dwudziestu lat wypromował swoją firmę do pozycji trzeciej agencji informacji gospodarczej, analiz i ratingów na świecie.

Fitch waloryzuje, nadaje wartość (mimo że teoretycznie – jedynie ją określa) państwom, strukturom samorządowym, przedsiębiorstwom, firmom ubezpieczeniowym, funduszom strukturalnym etc. Łącznie: ponad 6000 instytucjom finansowym (w tym ponad 3 500 bankom i 1 200 towarzystwom ubezpieczeniowym) w 150 krajach. Agencja publikuje stałe rankingi określając kondycje, szacując przyszłość, wyznaczając pozycję ponad 2 000 korporacji, 100 krajów, 200 samorządów. W samych tylko Stanach Zjednoczonych Fitch waloryzuje 46 000 emisji obligacji miejskich. Wskazuje, ile warta jest praca innych. Wskazuje, komu warto zaufać, a komu nie.

Pracuje zaufaniem, sprzedaje zaufanie. Sprzedaje informacje, analizy, raporty – ale przede wszystkim zaufanie, także do siebie jako nadawcy komunikatów. 

„W ciągu ostatnich pięciu lat kryzysu, nauczyłem się zachować zimną krew wobec oszczerstw, wobec demagogii. Ale napięcia, ataki, stanowią integralną część naszego zajęcia. Wydawcy mediów, politycy, rzucają się na nas ze zdwojoną siłą. Wszyscy szukają odpowiedzialnych, to z ich punktu widzenia praktyczne. Stygmatyzują, bez najmniejszej refleksji” – pisze Marc Ladreit de Lacharrière.

A przecież 15 kwietnia 2005 r. Fitch ostrzegał przed osławionymi „subprimes”. Kolejne noty z 17 stycznia i 11 grudnia 2006 r. ponawiały ostrzeżenia. I odmowa, w odróżnieniu od innych agencji ratingowych, akceptacji dla Constant Proportion Debt Obligation.

A mimo to, w początkach września 2007 r., atak ze strony Nicolasa Sarkozyego domagającego się wyjaśnienia „dokładnej roli, jaką w kryzysie odegrały agencje ratingowe”. Bo „wiedziały a nie powiedziały”.  I atak królowej brytyjskiej, która 5 listopada 2008 r. podczas wizyty w London School of Economics pyta: „Dlaczego ekonomiści nie ostrzegli przed kryzysem?”.

„Fitch nie jest Pytią. Analizy informacji opierają się m.in. na badaniu zależności, wcześniejszego przebiegu zdarzeń. A więc na przeszłości. I jeśli w przeszłości, w ciągu 60 lat, podobne zdarzenie nie miało miejsca, bierzemy to pod uwagę. Musimy być obiektywni, przejrzyści. Niezależni w swoich opiniach dotyczących waloryzacji w przyszłości” – tak Marc Ladreit de Lacharrière definiuje podstawy reputacyjne firmy.

Ale też zwraca uwagę na pola potencjalnych konfliktów interesów. „Wówczas, gdy aktywność handlowa wchodzi w konflikt z aktywnością analityczną współpracownicy agencji zaangażowani w negocjacje handlowe z emitentem pragnącym uzyskać jak najlepszą wycenę swych walorów, nie kontaktują się z analitykami. To „chiński mur”. Analitycy nie są wynagradzani w powiązaniu z obrotami wygenerowanymi przez oceniane firmy. Oceny wyznaczane są w sposób kolegialny, a nie przez pojedynczego analityka. I na koniec jeszcze kryteria dokonywanej oceny ponownie są kontrolowane przez niezależne, wewnętrzne i zewnętrzne ośrodki”.

Jednak kolejny z polityków, tym razem Jean Arthuis, przewodniczący senackiej Komisji Finansów, atakuje jakość dostarczanych informacji przez agencje ratingowe: „Od 2004 r. wiedzieliśmy,  że Grecy oszukują. Agencje ratingowe miały pełen dostęp do informacji. Mogły zareagować. Mielibyśmy więcej czasu, lepiej, sprawniej i co ważne taniej reagowalibyśmy”. I jeszcze Christian Noyer, prezes Banku Francji, który w maju 2010 r. stwierdza: „Agencje ratingowe nie wysyłały sygnałów ostrzegawczych gdy powinny, a gdy zaczęły takie sygnały wysyłać, było już za późno”.

Nieprawda – odpowiada Ladreit de Lacharrière. Nota Fitcha z 16 grudnia 2004 obniżyła rating Grecji. Listopad 2005 r. to już w notach Fitcha bicie na alarm. Ale instytucje europejskie nie przyjmujowały tych stanowisk do wiadomości, uznając je za zbyt pesymistyczne. W październiku 2008 r. Fitch wskazuje na pogarszającą się sytuację Grecji a mimo to Joaquin Almunia w lutym 2009 r. ogłasza, że „gospodarka Grecji jest lepsza, niż wielu krajów Unii”.

PR walczył z informacją, informacja z PR.

I oto wypowiedź dla AFP Jean-Claude Junckera, premiera Luksemburga i szefa Eurogrupy. Wypowiedź, w którym uznaje za „stygmatyzujące” wszelkie głosy zmierzające do obniżenia ratingów Grecji: „Nie rozumiem, skąd pomysły, aby obniżać wskaźniki dla Grecji. Jestem przekonany, jestem pewien, że rynki finansowe szybko przekonają się, jak wielki popełniają błąd obniżając standingi tego kraju. Interpretują nieumiejętnie, niewłaściwie te decyzje, które zostały przez nas podjęte”. 

Jeśli każdy opowiada swoją historię, trudno jest dotrzeć do prawdy obiektywnej. Jeśli nawet do prawdy tej nie są w stanie dotrzeć, i tę prawdę obronić, agencje ratingowe czyli ośrodki nieskalanej reputacji operujące rzeczową i rzetelną informacją, znaczyłoby to, że dotychczasowy system wytwarzania i obiegu informacji nie ma punktu stałego, nie ma stałego oparcia. Brakowałoby źródła prawdy, źródła informacji maksymalnie zobiektywizowanej.

Spośród wszystkich nadawców informacji agencje ratingowe odbierają dziś największe ataki, bowiem to one miały być gwarantem informacji „najprawdziwszej z prawdziwych”.

Dziś oskarżane są z jednej strony, że nie zadziałały na czas, że nie ostrzegały (Nicolas Sarkozy: „Agencje ratingowe wręcz wywołały kryzys niedoszacowując ryzyka, nie sprostały postawionemu zadaniu”) , z drugiej zaś – wywołały panikę  (Jose Manuela Barroso: „Agencje ratingowe zaatakowały Europę”).

„Zbijcie termometr, nie będziecie chorzy” – ironizuje, zwracając się do polityków, Marc Ladreit de Lacharrière .

A tymczasem – eskalacja: „Zbombardujmy agencje ratingowe” – nawołuje „Charlie Hebdo”. I argumentuje: „Po zniszczeniu Grecji, agencje ratingowe przypuszczają szturm na Portugalię (…). Agencja ratingowa to jednak nie termometr, który mierzy, ale szlam, który wylewa się na dany kraj wówczas, gdy zapadnie decyzje o linczu nad nim”. Zaś „Le Nouvel Observateur” przyrównuje informacje od agencji ratingowych do działań terrorystów. Dobrze, dopowiada Ladreit de Lacharrière, ale w odróżnieniu od Ben Ladena i Kadafiego, nas nie musicie ścigać. Wystarczy zadzwonić pod 60, rue de Monceau, Paryż.

Czy w tej sytuacji może budzić zdziwienie, że pojawiają się pomysły, aby zakazać tworzenia przez agencje ratingowe raportów dotyczących kondycji państw? Pomysły zabijania posłańców ze złymi wiadomościami? Nicolas Veron: „Powstaje pytanie, jak na bazie obowiązującego prawa zakazać wydawania opinii, które nie są zamówione przez dane podmioty, a ich dotyczą”. Izba Lordów oceniła ostatnio, że zakaz tego typu nosiłby charakter cenzury i zostałby odrzucony przez Brytyjczyków. Jerome Chartier z komisji parlamentarnej pracującej nad regulacjami bankowymi we Francji: „Rynki finansowe idą za agencjami ratingowymi a nie za słowami Angeli Merkel. Kto bowiem decyduje o zakupie obligacji? Trader. Na jakiej podstawie? Na podstawie deklaracji polityków czy wskazań agencji ratingowych. Agencji ratingowych”.

Debata wokół agencji ratingowych jest de facto interesującym sporem o prawo do formułowania opinii na podstawie zebranych informacji; jest sporem o odpowiedzialność nadawców informacji; jest podstawą formułowania opinii o tym, jak wielką wartością jest reputacja nadawców informacji. A więc także: ile rynki finansowe są w stanie zapłacić za prawdziwą, dokładną, uczciwą informację; za wiarygodność nadawcy komunikatu. 

Debata dotyka nie tylko istoty wolnego rynku. Wskazuje po raz kolejny, że w centrum wydarzeń zawsze jest informacja. Gdy politycy przestają mieć kłopot z dziennikarzami, wcześniej czy później i tak będą mieli kłopot z agencjami ratingowymi. Wówczas, gdy informacja wygrywać bedzie z PR-em. O ile wygra z PR-em.

Eryk Mistewicz

Marc Ladreit de Lacharrière, „Le droit de noter. Les agences de notation face a la crise”, Ed.Grasset, 2012.