nr 47/2007
Rozmowa z ERYKIEM MISTEWICZEM, specjalistą od marketingu politycznego
– Jak ocenia pan pierwsze dni nowej koalicji?
– Z wyjątkiem rządu Tadeusza Mazowieckiego, żadna koalicja, żaden rząd nie miał tak dobrego początku. Ekipa Tuska nadała od razu silną dynamikę zmian. Zawodowo włączono zarządzanie emocjami powyborczymi. To było profesjonalne, na niezłą szóstkę. Sondaże przeprowadzone tydzień po wyborach dawały Platformie 55% poparcia. Zwycięzcom pod każdą szerokością geograficzną zwykle wzrasta poparcie, proszę jednak zauważyć, że tak wysokie notowania PO to efekt też szybkiego i bezkonfliktowego zawiązania koalicji z PSL. Nie było targowania, żałosnych medialnych spektakli, parytetów. Niezłym posunięciem było powierzenie stanowiska rzecznika rządu Agnieszce Liszce. Ona po prostu wie, jak zarządzać informacją. Nie popełniono istotnych błędów. Już w pierwszych godzinach urzędowania nowy rząd przesłał do Sejmu projekt budżetu. Szybko ustalono: była kampania, a teraz do pracy.
– Czy ta ocena nie jest zbyt optymistyczna? Przed dwoma laty PiS zablokował w Senacie nominację na funkcję wicemarszałka Stefanowi Niesiołowskiemu, teraz Platforma odpłaciła się PiS-owi, sprzeciwiając się wyborowi Zbigniewa Romaszewskiego. Jednak różnica między obu panami jest taka, że Romaszewski nawet w niewielkiej części nie był tak krytyczny i agresywny wobec PO, jak Niesiołowski wobec PiS.
– W przeciwieństwie do PiS, Platforma szukała wyjścia z tej sytuacji. Decyzja podjęta przez senatorów PO, podjęta niejako „z automatu”, wywołała konsternację we władzach ich partii. Gdy wydawało się, że mimo wszystkich obiekcji Platforma zgodzi się na kandydaturę Romaszewskiego, ten zaatakował PO, a władze PiS natychmiast zaogniły konflikt. Gdyby nie to, gdyby nie ostra linia „teraz bijemy Platformę”, Zbigniew Romaszewski miałby jeszcze jakieś szanse na wicemarszałka Senatu. Ale może jeszcze przyjdzie ochłonięcie po obu stronach.
– Donald Tusk zarzucał Jarosławowi Kaczyńskiemu otaczanie się armią borowców. Zadeklarował, że jego rodzina nie będzie miała ochrony BOR. Deklaracja była aktualna 24 godziny. Dlaczego nowy premier nie dotrzymał słowa?
– Przepraszam, ale w tej sprawie Donald Tusk ma niewiele do powiedzenia. W przeciwieństwie do ministrów, których zdanie się liczy, premier i jego rodzina muszą być chronieni. Tak jest na całym świecie. Nie mówiąc już o tym, że to standard w krajach wysyłających żołnierzy na wojny. Choć pomysł na „lekki rząd” jest niezłym pomysłem marketingowym.
– Gdy mówimy o dobrym początku Platformy, to trudno zapomnieć przypadek posła Ołdakowskiego, który jest także dyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego. Nie rozumiem, dlaczego marszałek Komorowski publicznie chciał zmusić posła PiS do podjęcia decyzji, czy rezygnuje z mandatu, czy z dyrektorskiej posady?
– Robi pan zarzut z faktu, który akurat można też odebrać jako gest dobrej woli marszałka z PO w stronę PiS. W podobnej sytuacji jak poseł Ołdakowski jest 60 posłów z różnych klubów. Do polityki wnoszą praktykę i sukces. To nie gołosłowie. Przykładem Cezary Urban z PO, który przez ostatnie 12 lat stworzył w Szczecinie najlepsze liceum w kraju. Zrezygnował z bólem z dotychczasowej funkcji, ta szkoła to było przecież jego dziecko. Poseł Ołdakowski nie musiał tego robić, gdyż decyzja marszałka Komorowskiego umożliwia mu pozostanie na stanowisku dyrektora muzeum przy jednoczesnym zachowaniu mandatu.
– Donald Tusk mówił o potrzebie miłości i żeby nie poprzestać na słowach zaproponował Pawłowi Zalewskiemu z PiS szefowanie Sejmową Komisją Spraw Zagranicznych. Problem tylko w tym, że Zalewski ma w PiS opinię dysydenta, i taka oferta nie powinna zostać złożona poza plecami kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości.
– Zupełnie się z panem nie zgadzam. Propozycja dla Zalewskiego była sygnałem ze strony Platformy do zawieszenia wojny i nawiązania współpracy, na przykład przy nowelizacji konstytucji. Koalicja konstytucyjna „3P” (PO-PSL-PiS) była przecież idée fixe Pawlaka, który chce w polityce łączyć, a nie dzielić. Tusk chciał oddać Zalewskiemu funkcję, która w ramach parytetu miała przypaść Platformie. Dobrowolnie Platforma rezygnowała na rzecz dotychczasowego przeciwnika z jednego z najważniejszych parlamentarnych stanowisk. Ale PiS tę propozycję odrzucił, bo stoi dziś przed wyborem: walczyć z Platformą za wszelką cenę, w każdym geście i słowie, albo – jak chcieli tego Ujazdowski, Dorn, Zalewski czy Polaczek – złagodzić walkę i krytykować PO tylko na zasadach merytorycznych. Wydaje się, że Jarosław Kaczyński już zdecydował się na pierwszy wariant, na totalną konfrontację.
– Gdy mówimy o Komisji Spraw Zagranicznych, jak ocenia pan fakt, że „Die Welt” nazwał Tuska proniemieckim historykiem. Nie boi się pan jego uległości wobec Niemiec i tego, że nadal będzie spotykał się z Eriką Steinbach.
– Z Eriką Steinbach na pewno powinna spotkać się Dorota Arciszewska z Powiernictwa Polskiego. To działaczka PiS, równie ostra. Ale kampania już się skończyła. Tusk będzie teraz dbał o nasze jak najlepsze kontakty ze Stanami Zjednoczonymi czy Francją. Postara się poprawić nasze stosunki z Niemcami. Widzę za to inne niebezpieczeństwo. Tak jak kiedyś wystąpienia Bronisława Geremka w Strasburgu nie służyły dobrze Polsce, tak teraz publiczne kontestowanie przez prezydenta osoby Radka Sikorskiego – jeśli będzie trwało już po nominacji – może mieć dla Polski przykre konsekwencje. Nie chciałbym słyszeć natrząsania się kolegów z innych krajów, że polscy politycy nie potrafią dojść do porozumienia w prostych kwestiach: obsadzania stanowisk ambasadorów. We Francji w okresie koabitacji z bieżącej walki politycznej wyłączono sprawy, które negatywnie mogły wpływać na wizerunek państwa za granicą. Mam jeszcze nadzieję, że podobnie będzie i w Polsce.
– Zgadzam się, że w sprawach polityki zagranicznej potrzebna jest większa rozwaga. Nie rozumiem więc, dlaczego liderzy PO mówią publicznie o konieczności wycofania naszych wojsk z Iraku w przyszłym roku, mimo że jest to właściwie niemożliwe i podają w wątpliwość konieczność budowy tarczy antyrakietowej na terenie naszego kraju. W obu wypadkach wystawiają na szwank nasz sojusz z USA, który jest nie tylko najważniejszym gwarantem naszego bezpieczeństwa, ale i jedynym sojusznikiem, mogącym pomóc nam w realizacji budowy rurociągu z Azji Środkowej do Polski.
– Jeżeli Platforma generuje publicznie takie informacje, to Pałac Prezydencki powinien jak najszybciej zaprosić na rozmowy premiera lub ministra spraw zagranicznych i zwrócić uwagę na niezręczność tej sytuacji. Tymczasem bracia Kaczyńscy zapowiedzieli, że nie będą rozmawiać z Radkiem Sikorskim. Według mnie, to błąd. Uczmy się z tego, jak wyglądała francuska koabitacja. Pamiętajmy, co najważniejsze. Nie grajmy wizerunkiem Polski. Przeglądanie depesz AFP, Reutera, „Financial Times”, pokazuje, że mamy także za granicą szansę na „nowe otwarcie”, budowanie dobrego wizerunku stabilnego kraju.
– Ze wszystkich polityków Platformy najwyższe noty ma Bogdan Zdrojewski. Kulturalny i kompetentny polityk, który równie dobrze radził sobie jako prezydent Wrocławia, jak i przewodniczący Sejmowej Komisji Obrony Narodowej. W poprzedniej kadencji Zdrojewski wygrał wybory na przewodniczącego klubu parlamentarnego, mimo że kandydaturę jego konkurenta Zbigniewa Chlebowskiego poparł Donald Tusk. Nie uważa pan, że nominacja Zdrojewskiego na podrzędne Ministerstwo Kultury to odsunięcie na boczny tor polityka, którego wielu członków Platformy widziało jako następcę Tuska?
– Przykład Francji pokazuje, że Ministerstwo Kultury staje się coraz ważniejszym resortem. W dobie globalizacji i unijnej uniformizacji to już nie jest tylko zarządzanie muzeami, lecz przede wszystkim dbanie o tożsamość narodową. Gdy świat i Bruksela narzucają nam, co mamy jeść, pić, jak się ubierać, czym jeździć, pachnieć, te sprawy będą odgrywały kapitalne znaczenie.
– A więc Zdrojewski ma szansę zostać następcą Tuska?
– Pozycja Bogdana Zdrojewskiego na pewno jest mocna. Myślę, że chociaż rząd Tuska przetrwa cztery lata, to wielu ministrów zostanie zmienionych w połowie kadencji. Jestem przekonany, że w tej grupie nie będzie ministra Zdrojewskiego.
– Na początku dekady Platforma była najbardziej demokratyczną partią w kraju. Tymczasem z biegiem lat Donald Tusk zapatrzył się na Leppera, Kaczyńskiego i Giertycha, zagarniając coraz więcej władzy i dziś Platforma nie jest już tak demokratyczna.
– Demokratyzacja życia partyjnego nie zawsze wpływa na skuteczność wyborczą. Dlatego PO została tak sformatowana, że całą wiedzę o funkcjonowaniu partii, sposób podległości podporządkowano Donaldowi Tuskowi. Naśladowano i PiS Kaczyńskich, i Samoobronę Leppera, i PSL Pawlaka. Polityczny pragmatyzm sprawił, że po drodze Tusk zrezygnował z wielu wspaniałych i mądrych polityków. Na zakrętach Platformy zostali: Płażyński, Gilowska, Rokita, Hall, Śpiewak, Gowin, cała grupa działaczy ze Śląska. Taka jest cena sukcesu. W podobny sposób działają wielkie polityczne formacje w innych krajach: we Włoszech Forza Italia Berlusconiego, a we Francji UMP Sarkozyego. Tam nie ma miejsca na zbędne rozdyskutowanie, nie mówiąc już o kwestionowaniu pozycji lidera.
– Pewnie dlatego największe wpływy w nowej władzy będą mieli politycy, którzy stanowili „dwór” Donalda Tuska: Grzegorz Schetyna, Mirosław Drzewiecki, Sławomir Nowak, Paweł Graś. Z całej czwórki tylko Schetyna zajmuje naprawdę eksponowane stanowisko wicepremiera.
– To zupełnie normalne, że największe wpływy mają ludzie cieszący się największym zaufaniem szefa. Identycznie jest we Francji, tam członkowie „dworu” Sarkozyego też mają wielkie wpływy, chociaż nie zawsze sprawują najwyższe funkcje w kraju.
– Czy to nie dziwne, że Cezary Grabarczyk został szefem poważnego resortu, gdy podczas kampanii władze partii dały mu odległe miejsce na liście? Był jedynym szefem organizacji wojewódzkiej, który nie dostał „jedynki”. Na liście wyborczej wyprzedziła go nawet tak kontrowersyjna posłanka jak Iwona Śledzińska- Katarasińska.
– Zadecydowały o tym dwa czynniki. Po pierwsze, mimo upokarzającego miejsca powalczył, osiągnął najlepszy wynik i to się spodobało także Tuskowi. Po drugie, to dobry fachowiec, zdolny prawnik i organizator. Ogarnie bariery prawne, zbuduje wreszcie te autostrady.
– Czy Jan Rokita wróci do wielkiej polityki?
– Rokita nie ma dokąd wrócić. Nie ma już tej Platformy, w której mógłby się odnaleźć.
– Marzeniem Tuska jest zostać prezydentem. Jednak do tej pory żaden urzędujący premier nie wygrał wyborów prezydenckich. Tuskowi też się nie uda?
– Jeżeli PiS wystawi Lecha Kaczyńskiego, to oceniając wynik z dzisiejszej perspektywy, wygra Donald Tusk. Szczególnie jeśli PiS przyjmie twardą linię wobec PO. Taką linią nie pozyskają Kaczyńscy miękkiego elektoratu. A 25 czy nawet 30 proc. wyborców nie wystarczy do reelekcji Lecha Kaczyńskiego.
– Od wielu miesięcy po Warszawie krąży plotka, że wielką ochotę na prezydenturę ma Radek Sikorski. Czy w tej sytuacji Tusk broniący przed Kaczyńskimi nominacji Sikorskiego na szefa MSZ nie wbił gola do własnej bramki?
– Startu w 2010 roku nie wyklucza, wedle mojej wiedzy, co najmniej 20 polityków. Proszę nie zapominać o byłych premierach: Millerze, Marcinkiewiczu, Buzku. Ale ten peleton będzie, już to widać, przynajmniej na początku, długi.
– Miller jest politycznym trupem. Marcinkiewicz nie ma żadnego zaplecza. Buzek musiałby poddać się lustracji, o co swego czasu zabiegali posłowie KPN. Nie znam dowodów na jego współpracę ze służbami PRL, jednak podczas takich procedur można ubrudzić błotem nawet niewinnego człowieka.
– Po kolei. Co do Millera, to przestrzegałbym przed zakopywaniem żywych polityków. Co do premiera Buzka, dziś dla dużej części Polaków lustracja jest sprawą drugorzędną. Plotką można zabić, ale można też odpalić sobie taką bombę w dłoni, więc przestrzegałbym przed taką grą. Wspomnienia po reformach Buzka nie są złe. Zaś Marcinkiewicz nadal cieszy się dużym społecznym zaufaniem. Pod względem marketingowym jest bardzo cenny. Po niego już sięgnąć chce wiele partii. Nie tylko Platforma. On chce budować porozumienie, niczym Pawlak.
– PSL to najbardziej „obrotowa” partia w kraju. Wierzy pan, że politycy, którzy wcześniej współpracowali z postkomunistami będą lojalnymi koalicjantami Platformy?
– To już nie jest dawny PSL. To już nie jest ten sam Waldemar Pawlak. Ku mojemu zaskoczeniu w ostatnich badaniach został uznany przez za polityka cieszącego się największym kredytem zaufania. Wyprzedził największych. Do tego prezes PSL jest człowiekiem, który czyta niesłychanie dużo pozycji z bardzo różnych dziedzin. Proszę wejść na jego blog i zobaczyć. Chyba tylko Rokita czyta więcej ale on ma dziś bardzo dużo czasu.
– Czy jest możliwe powstanie nowej partii utworzonej przez Rokitę, Marcinkiewicza i Płażyńskiego?
– Wszystko jest możliwe, ale jak pokazują badania żeby takie ugrupowanie miało jakieś szanse musi powstać osiem miesięcy przed wyborami. Ani wcześniej ani później. Kiedyś Marek Borowski wystartował ze swoją SDPL na 11 miesięcy przed wyborami i skończyło się katastrofą. Buksował w błocie na końcówce, rozpalone nadzieje ulatywały, a szkoda. Za krótki czas też nie rozpali emocji i wiary ludzi. W marketingu politycznym na całym świecie są reguły „złotych strzałów”. Osiem miesięcy do wyborów, to jedna z tych reguł.
– Politycy PO obiecują, że nie będą wykorzystywać do walki politycznej prokuratury i tajnych służb, ale ja im nie wierzę.
– To samo pytanie można postawić w sprawie mediów publicznych. Reformować czy przejmować? Proszę zobaczyć jak bardzo, natychmiast po zwycięstwie PO, zmieniła się telewizja publiczna, jak szybko zmieniły front służby i niektórzy prokuratorzy. To pokazuje jak gruntownej naprawy wymagają te instytucje. Mam nadzieję, że czekają nas prawdziwe a nie udawane reformy. Tusk ma złoty róg. I niezłą sytuację na wejściu.
Rozmawiał Krzysztof Różycki