"Charaktery"
1/2014
Krawaty, garnitury czy zaplatanie rąk w piramidki to modne bzdury, które wmawia się ludziom, aby uwierzyli, że na tym polega ich wizerunkowa przewaga. Wcale nie musimy wymyślać niestworzonych historii. Nieszczerość, kłamstwo, udawanie, zabija dobre historie. A tylko dobre historie mają sens.
ERYK MISTEWICZ jest doradcą politycznym, dziennikarzem i publicystą. Uczestniczył w kampaniach wyborczych we Francji i Szwajcarii. Napisał „Marketing polityczny. Jak budować historie, które sprzedają”.
PIOTR ŻAK: – Czy ubiór tworzy człowieka? Mowa ciała, postawa, gesty? Czy można wykreować jakąś osobę środkami tego typu?
ERYK MISTEWICZ: – Generalnie nie są dla mnie ważne krawaty, garnitury czy zaplatanie rąk w piramidki. To modne bzdury, które wmawia się ludziom, aby uwierzyli, że na tym polega ich wizerunkowa przewaga. Nie, nie na tym. Nie to jest ważne w spostrzeganiu człowieka przez innych.
– Co w takim razie jest ważne?
– Narracja, która za nami idzie, którą do pewnego stopnia generujemy sami, ale z czasem modyfikują ją nasze działania. One z kolei wpływają na to, jak odbiera nas otoczenie, także konkurencja. Problem jest zwykle wówczas, gdy za człowiekiem taka opowieść nie idzie, albo – co jeszcze lepsze – nie wyprzedza go. Na przykład spotykamy się z prezesem Kowalskim. Z kim? Z Kowalskim, prezesem Wydawnictwa Wspaniałe. Aha, tego wydawnictwa. Nic, pustka, zero skojarzeń, zero opowieści. Człowiek nie budzący żadnych skojarzeń, nie generujący żadnej opowieści. Równie dobrze mógłby nie istnieć. Gdy odejdzie, nikt nie będzie o nim pamiętał. Gdy usiłuje rozmawiać o wydaniu książki czy płyty albo o sponsorowaniu jego wyprawy na koniec świata – stoi na straconej pozycji. I nie chodzi o to, że nie idzie za nim opowieść brukowa, tabloidowa, ale o to, że z nikim i niczym ten człowiek nam się nie kojarzy.
– Jak zbudować dobrą opowieść – taką dzięki której zaczniemy się innym „kojarzyć”?
– Gdy rozpoczynam pracę nad budową wizerunku osoby publicznej, to zanim się spotkam z tą osobą, zasięgam o niej informacji, szukam jakiegoś charakterystycznego rysu, wydarzenia, które pozwoli mi stworzyć spójną, harmonijną, fascynującą opowieść. Często brakuje harmonii w drodze życiowej człowieka chcącego, abym stworzyć jego spójny, adekwatny do sytuacji i planów wizerunek. O ile dwudziesto- czy trzydziestolatka, który skacze od teatrologii, poprzez sport, budowę maszyn cyfrowych do filozofii i astronautyki można uznać za osobę ciekawą świata, o tyle tego typu melanż w przypadku czterdziesto- czy pięćdziesięciolatka jest sygnałem, że pracę z nim powinienem zacząć od osobistej rozmowy, co w życiu jest dla niego najważniejsze. Wówczas dowiem się, czy trafiłem na człowieka renesansu, czy też na kogoś, kto ma problem z dookreśleniem samego siebie.
– Można zmyślić opowieść o sobie? Skonstruować ją w oparciu o fałszywe dane?
– Taki zabieg zawsze kończy się katastrofą… Nie musimy udawać, nie musimy wymyślać niestworzonych historii. Nie tylko nie musimy, ale wręcz nie możemy kłamać. Wystarczy opowiedzieć siebie. A nasza historia niech idzie sobie w świat, niech pracuje, niech pracuje w innych ludziach, powtarzana przez nich, infekująca kolejnych. Niech pozostawia ślad w nich i każe im przekazać historię o nas dalej. Niech zaciekawia. Nieszczerość, kłamstwo, udawanie, zabija dobre historie. A tylko dobre historie mają sens.
– Zatem, po pierwsze…?
– Prawda przed samym sobą. Po drugie: wyjście z siebie i opowiedzenie innym o tym człowieku, na którego patrzę. Oczywiście, to trudne, często niemożliwe. Wtedy warto się zdać na innych. Kiedy moi angielscy koledzy przeczytali notkę o mnie, którą zamieściłem na stronie internetowej, od razu uznali, że to nie ja powinienem ją napisać. Dla mnie ważne było każde dokonanie, każde przeżycie. Wszystko opisałem, jakbym przygotował sobie epitafium nagrobne. A to nie o to chodzi.
– Jakich kreacji oczekuje publiczność? Jakie chętnie kupi?
– Ludzie chcą przede wszystkim by prezentowany wizerunek danej osoby był spójny oraz zgodny z ich oczekiwaniami co roli jaką odgrywa lub ma odgrywać ta osoba.
Wyobraźmy sobie, że trzydziestolatek wygrał wybory na prezydenta miasta. Był dobrym gospodarzem, ale przed następnymi wyborami sondaże pokazują, że wyborcy chcą widzieć na tym stanowisku statecznego męża stanu, bardziej dojrzałego niż nasz bohater. Wtedy tym oczekiwaniom podporządkowujemy wygląd, ubiór i zachowanie kandydata, eksponując właśnie te cechy, które podkreślają doświadczenie, dojrzałość.
Jako publiczność często chcemy być oszukiwani. Ale oszukujący nie mogą popełniać zbyt trywialnych błędów. Subtelność jest w tej materii wartością szczególną.
– Czy chce Pan powiedzieć, że przy pomocy dobrze skonstruowanej opowieści i odrobinie subtelności można z nikogo stworzyć kogoś?
– Czyli czy każdy może opowiedzieć swoją fantastyczną, rozchodzącą się wśród ludzi lotem błyskawicy historię, która porwie rzesze? Tak, to jest możliwe. Ale pod jednym warunkiem: to musi być opowieść prawdziwa, oparta na faktach. Dopiero wtedy będzie porywająca i zbuduje pozycję danej osoby.
– Odbiorcy jednak często wyczuwają fałsz w prezentowanych wizerunkach. Przypomnijmy sobie kampanię wyborczą Jacka Kuronia, ubranego w eleganckie garnitury, czy tworzenie wizerunku Lecha Wałęsy niemal jako lwa salonowego…
– Tak, są w stanie wyczuć fałsz – o ile tego chcą. Proszę zwrócić uwagę na Jolantę Kwaśniewską wypromowaną do pozycji polskiej Diany. Dlaczego ona? A dlaczego nie? Jest potrzeba – jest odpowiedź z rynku, wejście w lukę, w niszę, w potrzebę populacji. My wręcz rozpaczliwie szukamy autorytetów. Tak, chcemy wierzyć, że Lech Wałęsa przeistoczył się z robotnika w arystokratę polityki i nie będzie więcej popełniał lapsusów. Chcemy wierzyć nawet wtedy, gdy wyczuwamy, że taka drastyczna zmiana graniczy z cudem.
– Jej ceną może być zatarcie granicy między „ja” prawdziwym a kreowanym?
– Na ten temat napisano już tyle książek, że każdy może wyrobić sobie własne zdanie. Dla mnie ważny jest rodzaj autostymulacji: przekonania, że się uda, opowiadania sobie, że się uda, pójścia przed siebie z przekonaniem, że można osiągnąć wiele, wystarczy tylko to sobie… opowiedzieć. Liczy się więc przekonanie, że opowieść, dobra narracja, dobre opowiedzenie samego siebie może nas wspierać w drodze życiowej.
– Bo jak nie stworzymy przekonującej autodefinicji, opowieści o sobie, to nie osiągniemy sukcesu?
– Mam wrażenie, że autodefinicja potrzebna jest do świadomego życia. Bez odpowiedzi na pytanie „Kim jestem?” nie można go świadomie zaplanować na żadnym poziomie, także tym najbardziej podstawowym: zdobycia pracy, czyjejś sympatii, akceptacji grupy. Bez opowiedzenia siebie najpierw sobie, a następnie innym, trudno o sukces. Poprzez opowieści budujemy swoją pozycję, także w odniesieniu do innych. Nie jest ważny prostokątny zegarek, podobno dodający pewności siebie. Ważne jest, jak mówimy innym o sobie, o naszych lekturach, fascynacjach, wakacjach i planach. Ale też wrogach, o błędach, które popełniliśmy, o sytuacjach bez wyjścia, które spadły na nas, my zaś mimo wszystko wyszliśmy z nich wzmocnieni. Jeśli przez nie przeszliśmy, to przejdziemy przez każde następne. Warto więc na nas postawić. Warto nas zatrudnić.
– Wydaje się jednak, że niektórzy żyją bez takiej opowieści na własny temat…
Tak, tylko że to jest życie z dnia na dzień, życie reaktywne, oparte jedynie na odpowiedziach na bodźce świata. Takie życie przypomina łupinkę chyboczącą się na wietrze, popychaną przez różne zewnętrzne siły. W takim życiu będziemy jedynie odtwarzać, a nie tworzyć, odpowiadać na potrzeby innych,a nie spełniać własnych…
Rozmawiał Piotr Zak
Rozmowa ukazała się w wyd.1/2014 miesięcznika „Charaktery”