Tygodnik Do Rzeczy
38/2013
Prawo odłączenia się od sieci staje się przywilejem wybranych. Zajmujących najwyższe miejsce drabiny korporacyjnej, społecznej.
W drugiej klasie szybkiego pociągu z Sewilli do Madrytu błyskają ekrany laptopów, tabletów, smartfonów, iPhonów i iPadów – światła nowych mediów. Właściwie każdy trzyma w dłoniach urządzenie które gładzi, przyciska, nieustannie klika.
W pierwszej klasie – gazety, magazyny albo rozmowy. Tak, rozmowy. A jeśli już świat nowych mediów, to Kindle i słowo; jeśli już otwarty laptop, to edytor tekstowy. Podróżny pochylony na klawiaturą, zajęty tworzeniem tekstu.
Druga klasa – to konsumpcja. Masowa konsumpcja emocji, treści, filmów, muzyki. To usiłowanie pochłonięcia wszystkiego na raz, tu, teraz, natychmiast. Gry wideo, szybcy i wściekli, strzelanki. Excel imaginujący kiedyś, być może, duże zyski. I komunikacyjny ping-pong z ludźmi na całym świecie, dający poczucie bycia dobrze poinformowanym, przebywania w centrum świata.
W pierwszej klasie inaczej. Świata smakowanie. Czas. Danie czasowi czasu. Chwila na refleksję, zamyślenie. I uśmiech. Pasażerowie pierwszej klasy częściej patrzą za okno – „marnują” czas na widoki.
Druga klasa podrywana co chwilę telefonami, SMS-ami, mailami. Musi sprostać oczekiwaniom innych.I klasa pierwsza – mogąca pozwolić sobie na luksus odłączenia się.Prawo odłączenia się od sieci staje się przywilejem wybranych. Zajmujących najwyższe miejsce drabiny korporacyjnej, społecznej.
Druga klasa łowi trendy, pierwsza je tworzy.
Gdy ludzie w drugiej klasie dowiadują się ze swoich maszyn, smartfonów, tabletów, że człowiek-pająk – człowiek szaleństwa, człowiek wolności – wszedł właśnie na najwyższy budynek w Hawanie – ci w pierwszej klasie jeszcze tego nie wiedzą. Dla nich nie jest to wiadomość chwili. Dowiedzą się dopiero następnego dnia, a być może za dwa, trzy dni, z pogłębionego tekstu w opasłym papierowym wydaniu „El Pais”, opisującego co dzieje się w Hawanie i jakich sposobów chwytają się ludzie Fidela Castro, aby oczarować i uśpić międzynarodową opinię publiczną, wynajmując tę samą agencję PR, z której wcześniej korzystała Białoruś Łukaszenki.
Druga klasa – kawa rozpuszczalna, instant. Pośpieszne łykanie treści i świata takim, jaki jest im dystrybuowany, z iniekcją wprost do mózgów. Z ciasteczkiem do kawy z terminem przydatności: koniec 2017 r.
Pierwsza klasa – kawa wolno przeciekająca przez filtr. Filtr, który trzeba zdjąć, odstawić na specjalnie przygotowaną podstawkę. Trochę celebrując ten moment. A później kieliszek chardonnay. I spojrzenie za okno.
Eryk Mistewicz
Tekst ukazał się w wyd. 38/2013 tygodnika „Do Rzeczy”