Tygodnik Do Rzeczy
29/2014
Znana dziennikarka narzeka na Twitterze, że znów polityk wysłał autoryzację za późno. Uśmiechnąłem się i odpisałem: „Jesteśmy ostatnim pokoleniem znającym pojęcie autoryzacja”. „Mam taką nadzieję” – odparła.
Nie zrozumiała. Autoryzacja nie zniknie dlatego, że politycy staną się bardziej odpowiedzialni za słowo i nie będą jej żądać. Albo wręcz uznają, że to przeżytek charakterystyczny dla krajów postkomunistycznych, pochodzący z prawa prasowego jeszcze z 1984 roku.
Nie. To nie politycy się zmienią, lecz zmieni się dziennikarstwo. Tak, przetrwa, ale będzie inne.
Autoryzacja nie będzie potrzebna, bo już dziś najważniejsze komunikaty, opinie, informacje polityk przedstawia we własnych – autoryzowanych przez siebie – kanałach. Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska, na Instagramie opowiada o swoim mieście lepiej, niż czyni to dziś najlepsza gazeta trójmiejska. Premier, prezydent, minister, poseł, ale też artysta, sportowiec, naukowiec, adwokat tworzą własne „gazety” w oparciu o Twitter, Instagram czy serwisy dłuższych tekstów opinii takie jak amerykańskie Medium.com czy polskie WszystkoCoNajważniejsze.pl.
Nie potrzebują już dziennikarzy, redaktorów, korektorów i fotoedytorów, bramek dopuszczających teksty.
Rośnie rola „kuratorów” – osób inicjujących debaty i dyskusje w społeczności, wskazujących najciekawsze ich zdaniem teksty z różnych miejsc sieci. Nazwałem tych przewodników, którzy dziennikarzami nie są i nie będą, „Informacyjnymi Siri”.
I znów przykład: fizyk Marcin Jakubowski pracujący w Instytucie Maxa Plancka w Greiswaldzie przy syntezie termojądrowej, uczestniczący w doświadczeniach w Stanach Zjednoczonych i Japonii. Na Twitterze stworzył swój stream #PięknoNauki. Nie jest dziennikarzem. Jest za to genialnym narratorem epoki cyfrowej! Organizuje też przestrzeń dla pisania przez innych.
Dziennikarstwo przyszłości to wysokojakościowa analiza wykonywana przez ludzi, którzy wszak nie skończyli studiów dziennikarskich, nie mają legitymacji prasowych, ale mają ogromną wiedzę i pasję opowiadania innym o tym, co według nich najważniejsze. Z powodzi informacji wybierają fakty, zamieniają je w opowieści. Znajdują czas, aby budować i ciągnąć za sobą społeczność. Bardzo ważne: są w tym uczciwi – bez politycznych czy biznesowych uwikłań.
Tak, to ratunek dla dziennikarstwa, ale już inaczej pojmowanego.
Autoryzacja zniknie z polskiej przestrzeni medialnej tak, jak zniknie „dziennikarstwo uwikłane”, nad którym nikt chyba płakać nie będzie. Sprawnie omijane już dziś przez tych, którzy potrafią nawiązać kontakt z odbiorcami bez zbędnych pośredników.
Arcyciekawy to proces.
Eryk Mistewicz