„Dziennikarze nie są już politykowi potrzebni”, Tygodnik Do Rzeczy

21/2013

Nie rozumiem dziennikarzy stojących w deszczu przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Przecież nikt do nich nie wyjdzie. Nawet jeśli zobaczą wyjeżdżającą limuzynę i w podnieceniu zaraportują, że ze spotkania z premierem „wyjechał z piskiem opon samochód Sławomira Nowaka”, to i tak nie jest to prawda. To i tak nadal nic nie wiedzą. 

Kiedyś rozstawiali się pod KPRM a polityk nie miał wyjścia, zatrzymywał się, tłumaczył wolno, aby dobrze zrozumieli, dokładnie zapisali, niczego nie przekręcili. 

Dziś już nie ma takiej potrzeby. Dziennikarze nie są politykowi do niczego potrzebni.                                                                                                                    

Po co tak właściwie konferencja prasowa Pawła Grasia, rzecznika rządu po naradzie z premierem, po co konferencje szefów rządów i komisarzy europejskich, po przyjęciu ustaleń europejskiego szczytu gospodarczego, jeśli wszystko, absolutnie wszystko zrelacjonowali już uczestnicy spotkania na swoich telefonach wpisując na Twitterze treść ustaleń, odwzorowując atmosferę spotkania, przekazując smaczki, historie, obrazki.

Po co dziennikarze? Aby zadali politykom pytania? Wątpię.

Po pierwsze, zadają pytania na Twitterze, i o ile zadane są z klasą, z reguły następuje na nie szybka, pogłębiona (tak, mimo ograniczeń do 140 znaków!) odpowiedź. Do zacytowania w materiale dziennikarska „setka”.

Po drugie, szkolimy polityków w takim odpowiadaniu, aby wciąż opowiadali swoje historie, odpowiadali na niezadane pytania. A dziennikarze otrzymujący z centrali, SMS-em, pytania przed konferencją nie są w stanie zrozumieć, o co pytają, a cóż dopiero „docisnąć” pytanego.

Po trzecie, dochodzenie dziennikarzy do prawdy, wyważanie racji, syntetyzowanie punktów widzenia, uczciwe i maksymalnie zobiektywizowane, nie jest nikomu potrzebne. To już nie ten czas. W komunikacji politycznej przeszliśmy z epoki XIX-w. esejów o powinności i racji stanu do postpolitycznych XXI-w. porywających narracji i form krótkich: komiksów, flashy. Na nic innego – w skali masowej – nie ma już miejsca.

Systemy komunikacyjne miast, instytucji, organizacji, firm powinny opierać się na zasadzie komunikacji aktywnej. Zamiast czekać, aż dziennikarz do nich zadzwoni i zada pytanie, warto produkować własne treści, narzucać opowieści 

Dziennikarstwo przyszłości nie czeka już w deszczu przed Kancelarią Premiera, lecz samo produkuje treści, tworzy narracje, kieruje uwagę opinii publicznej to tu, to tam. Już dziś 80 proc. treści na stronach gazetowych i internetowych ma swój prapoczątek w laptopach ludzi komunikacji publicznej, marketingowej, politycznej. I na ich smartfonach.

Eryk Mistewicz