Tygodnik Do Rzeczy
25/2014
Dwa bieguny oddalają się od siebie. Bieguny intelektualne, ekonomiczne, dostępu do wiedzy, rynku pracy, dóbr wszelakich. Rozwarstwienie społeczne powiększa się. Coś wibruje, jakbyśmy zbliżali się do granicy wybuchu. Wybuchu, którego nic nie zapowiada.
Ostatnie lata to wybuchy nagłe, nieprzewidywane: pobity handlarz gdzieś na targowisku w południowej Tunezji, i rewolta ogarniający cały kraj, ze zmianą władzy, koniecznością napisania od nowa konstytucji i zmianami dewastującymi dotychczasowy system.
Londyn: pobity ciemnoskóry na komisariacie i płonące miasto, z koniecznością odłączenia sieci, wyłączenia transmisji danych, Twittera, Facebooka, aby ograniczyć straty.
Turcja: skorumpowane władze stolicy pozwalają na wycięcie parku w centrum miasta, aby zbudować tam centrum handlowe. Aktywiści przykuwający się do drzew i protest rozlewający się na całą Turcję, ledwo możliwy do opanowania.
Sao Paulo. I coraz większe wydatki na armię, siły specjalne, policje, zwiększone uprawnienia kontroli i inwigilacji. Tym większe, im bardziej wskaźniki – do cna zobiektywizowane – krzyczą.
Trzydzieści procent młodych Hiszpanów trafia tuż po ukończeniu szkół na bezrobocie. Wystarczy podłożyć zapałkę.
* * *
Nie wyprowadzono wniosków z wyników wyborów do PE. Zamknięto oczy, uszy, mózgi uznając, że to fetor mas, swoista cena demokracji.
Nie zrozumiano, co przekazywał lud, ów osławiony demos. Nie zrozumiano głosowania na partie skrajne, antyeuropejskie, antysystemowe; dużej liczby oddanych głosów nieważnych. I jeszcze większej – tych, którzy do wyborów nie poszli.
Nie zrozumiano tych wyników. W tydzień później krążący nad Placem Zamkowym „Błękitny 24” transmitował pustkę. Pustka towarzyszyła obchodom 25 lecia odzyskania wolności. Pustka totalna. Strefy kordonów. Delegacje zakładów pracy, a więc Sejmu, Senatu, Kancelarii Prezydenta, ambasad, takiego czy innego biura. Ale brak zwyczajnych ludzi, którzy poczuliby, że to ich święto.
Nie zorganizowano w stolicy najmniejszego choćby koncertu a VIPowska trybuna, po odjeździe gości, nie wybrzmiewała świętem – jak wszędzie w świecie – do samego rana.
* * *
Polskie dzieci nie stawiają kropek i przecinków, nie wiedzą czy Jagiellończyk to gatunek motyla, pisarz czy król. Ich bohaterem, autorytetem jest gość w BMW, którego filmik z szaleńczej jazdy po ulicach Warszawy na YouTubie ma – bagatela! – trzy miliony odsłon. Zasady etyczne, moralne, a choćby i ustępowanie miejsca starszym dawno przestało obowiązywać. Łamiąc wszelkie normy, niszcząc autorytety daliśmy przyzwolenie na to, co się zbliża.
I jeśli myślimy, że tych czterech ochroniarzy przy wjeździe na nasze ogrodzone osiedle ochroni nas, jesteśmy w błędzie.
Eryk Mistewicz