„Hipokryci z tabloidów”, Tygodnik Do Rzeczy

10/2013

Chciałbym aby premier, prezydent, ministrowie, zarabiali godnie. Dziś nie zarabiają godnie w stosunku do doświadczeń i wykształcenia niezbędnego na ich stanowiskach.

Aby szefowa Urzędu Komunikacji Elektronicznej nie zarabiała jednej dwusetnej tego, co prezes firmy, którą ma nadzorować. Aby mogła znaleźć najlepszych ludzi do wymagającej specjalistycznej wiedzy pracy. Za pieniądze, które urząd proponuje – przy konkurencji choćby ze strony kancelarii prawnych – to niemożliwe.

Chciałbym, aby na stanowisko wiceministrów postulowali najlepiej wykształceni i przygotowani Polacy. Aby nie przychodzili do pracy wyłącznie skuszeni późniejszym kontraktem w Brukseli. Aby ich szef nie był zobowiązany do szukania im źródeł dodatkowego zarobku.

Aby szef ważnej rządowej agencji nie był wciąż p.o. prezesa tylko dlatego, że będąc „pełnoprawnym prezesem” nie mógłby zasiadać w radach nadzorczych; bez rad nadzorczych nikt nie dałby się namówić na pracę w tych warunkach.

Chciałbym, aby mieli do dyspozycji telefony bez limitu, samochody bezpieczne, z ABS. Tak, także z podgrzewanymi siedzeniami. To przecież już standard.

Aby premier mógł korzystać z samolotów, ilekroć chce. Nawet  dwanaście razy dziennie. Aby bezpiecznie. Marszałek Sejmu, Senatu, ministrowie – także. Niezależnie od tego, czy są lub będą z PO, PiS, Ruchu Palikota, PSL, SLD, Polski Plus czy Partii Oburzonych. 

Dobrze by było, aby naczelni tabloidów wzięli na siebie jakąś cząstkę odpowiedzialności za to, że tak późno, dopiero po katastrofie smoleńskiej, zmodernizowano polską flotę powietrzną obsługującą ViP-ów. Aby powiedzieli: „Przepraszamy, graliśmy na najniższych instynktach, to się nam po prostu sprzedaje”.

Aby do polityki szli najlepsi. Abym już nie musiał słuchać byłego wicepremiera (Roman Giertych) mówiącego, że jest wystarczająco majętny, aby nie musieć zapisywać się do partii. I aby minister mógł bez strachu, że jego konkurent z partii wysłał za nim paparazzich z tabloidów, odwieźć dziecko do szkoły, w drodze do ministerstwa.

Jedyne szczęście, że historie żyją dziś krócej niż myśl. Nie ma już szans, aby poranna opowieść dotrwała do wieczora. Świat przyspieszył: news przykrywa następny, „afera” kolejną, jeden wniosek o wotum nieufności – inny. Wiadomości jest już tak dużo, że nie ma sensu się nimi przejmować. Dziennikarstwo śledcze umarło, media społecznościowe są „do ogarnięcia”.  Zwrot „co będzie, jeśli media to wykryją?” przechodzi do historii. Coraz bardziej zwariowane, grające na prymitywnych instynktach serwowane przez tabloidy i naśladujące ich formę poważne gazety wyłącznie zwiększają poziom hałasu i zniechęcenia do polityki i polityków.

Eryk Mistewicz