„Kampania 20 procent”
Tygodnik Do Rzeczy

21/2014

1.     Każda kampania sprawia, że deklarowana frekwencja wyborcza rośnie. Ludzie zaznajamiają się z kandydatami na prezydenta kraju, posła, senatora, prezydenta miasta czy burmistrza i deklarują, że wezmą udział w wyborach. W kampanii do Parlamentu Europejskiego jest odwrotnie. Ludzie dowiadują się, ile zarabiają europosłowie, jakie przysługują im prawa i przywileje. Dowiadują się też, że za nic nie odpowiadają, a system wspólnoty europejskiej, co pokazała chociażby sprawa Ukrainy, jest chory.

2.     Nikt z polityków nie powiedział, o czym była to kampania, więc ludzie opowiedzieli sobie więc ją sami. O trzech milionach złotych, jakie może zaoszczędzić wybrany ich głosami eurodeputowany w trakcie kadencji. O tym, że przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz ma tylko podstawowe wykształcenie. Ale za to ile zarabia. Tabloidyzacja weszła w pustkę stworzoną przez polityków nie potrafiących opowiedzieć tych wyborów.

3.     „Wybierz sobie balona. Najlepsze balony pojadą do Strasburga”. To jedna z najmniej mądrych kampanii, jaką można było sobie wyobrazić. Finansowana przez Parlament Europejski w ramach działań profrekwencyjnych, realizowana w wielu językach. Mam nadzieję, że tylko w jęz.polskim budząca tak złe skojarzenia.

4.     Spoty wyborcze w tej kampanii cofnęły nas do lat 90. Nie tylko technicznie (większość produkowana była do użytku wiralowego w nowych mediach), ale przede wszystkim intelektualnie. W swej większości nie dochodziły nawet do poziomu dobrych spotów z wyborów samorządowych. Perełki można policzyć na palcach jednej ręki.

5.     Kampania powiedziała nam coś bardzo ważnego: jak politycy wyobrażają sobie swoich wyborców. Jako klasę niższą, rechoczącą z prostackich dowcipów przesyconych seksem, barowymi opowiastkami i strzelaniem sobie po twarzy, gdy jeden z PIS a drugi z Platformy. Albo bandy pięciorga, którzy nie posuną się, aby zrobić miejsce kolejnemu do brydża. Opowiadając im politykę językiem Kiepskich i produkcji Polsatu, a nie Macieja Wierzyńskiego i TVN24Biznes i Świat nie przekonali ich do pójścia do wyborów, zrazili za to pozostałych.

6.     Gdyby był w Polsce zwyczaj oddawania białej kartki wyborczej, bez żadnego skreślenia, wówczas nie byłby potrzebny Stan Tymiński, później Andrzej Lepper, następnie Janusz Palikot, a teraz Janusz Korwin-Mikke. Biała kartka bez skreśleń oznacza: idę do wyborów, szanuję demokrację, jednak odrzucam taką politykę.

7.     Jeśli frekwencja w wyborach po tej kampanii nie przekroczy 20 proc. będzie to oznaka zdrowego społeczeństwa. Społeczeństwa, które chce być poważnie traktowane. Albo tylko mieć takie wrażenie.

Eryk Mistewicz