Tygodnik Do Rzeczy
23/2014
Analizując dla „Le Monde” fenomen Janusza Korwina-Mikke opisałem go jako skrzyżowanie Coluche’a z Jean-Marie Le Penem. Połaczenie komika z antysytemowym, wywracającym stoliki populistą, równie barwnego i głoszącego poglądy tak skrajne jak Daniel Cohn-Bendit, sytuowanego jednakże z drugiej strony politycznej sceny.
Ważny jest protest. Ważne jest show. Ważne jest „nakopanie w d” – wszystkim. Choć to pierwsza warstwa, pod którą kryją się kolejne.
Stan Tymiński, Janusz Rewiński, Andrzej Lepper, Janusz Palikot, teraz Janusz Korwin-Mikke. Diabolizowani przez mainstream, przerażonych liderów opinii tłumaczących że to patologie zapuszczonych przedmieść miast, chwilowy wybryk demokracji, wynik wahliwości nastrojów. Obrażani przez dziennikarki nie mogące pohamować emocji: „Ale oni chcą rozbicia Europy! Jak mogli państwo na nich głosować?!”. Spychani do getta tych, którzy mają nieprawomyślne, głupie, złe, społecznie szkodliwe poglądy.
Tylko że wszystko to – nadaremnie. Front Narodowy został wyhodowany także przez diabolizowanie go i otaczanie kordonem sanitarnym. Partia Marine Le Pen, która zdobyła w ostatnich wyborach do PE 25 % głosów (33 % na północnym-wschodzie Francji; jeszcze wyższe było poparcie FN w tych wyborach przez robotników: 45 %) w Zgromadzeniu Narodowym dysponuje ledwie dwoma deputowanymi.
Przyczyny ponad 200 tys głosów „białych”, „nie ważnych”, „bez skreśleń”, siedmiu procent głosów oddanych na Janusza Korwina-Mikke i niskiej frekwencji są te same: powiększania się nierówności społecznych, oddalania się elit od mas, okopywania na lepiej wykształconych i sytuowanych na własnych pozycjach, upadającej edukacji, tabloidyzacji mediów.
Dzieci w Polsce nie stawiają już kropek, bowiem korzystają z zeszytów ćwiczeń uzupełniając brakujące wyrazy w zdaniach, w których są już kropki kończące zdania. Media publiczne nie przedstawiają już w kampanii niczego poza „programem obowiązkowym”, zaś media komercyjne nawet nie kryją, że wybory to już wyłącznie show. Gazety codzienne i stacje telewizyjne wciąż raczej chcą upokorzyć i obrazić wyborców Korwina, niż ich zrozumieć.
Brak w Polsce poważnej dyskusji o rosnących wciąz nierównościach społecznych, o zapaści intelektualnej, uniwersytetach zamienianych w „zawodówki”, obniżaniu się poziomu wymagań w szkołach, braku perspektyw dla ludzi młodych. I władza i główna partia opozycyjna weszły już dawno w budujące je obie klincz. Poziom debaty politycznej przypomina okładanie się cepami, ku radości tradycyjnych mediów.
Wyborcy JKM na równi są wychowankami „Gazety Polskiej”, co „Gazety Wyborczej”.
Eryk Mistewicz