Tygodnik Do Rzeczy
32/2013
Daniel Cohn-Bendit w najlepszym czasie antenowym, o 7.55, zaczął prowadzić codzienną poranną pogadankę w Europe 1. Eurodeputowany opowiada o tym, co dla niego wydaje się najważniejsze; o tym, co go wkurza.
– Pozostawiam Danielowi całkowitą dowolność tego, o czym chce mówić. O futbolu, ekonomii, Europie, polityce – wyjaśnia Fabien Namias, szef Europe 1, w „Le Figaro”. A co stanie się, gdy rozpocznie się kampania wyborcza? – Nic. Porozmawiamy wówczas z CSA (odpowiednik KRRiT– dop.EM). Może poprosimy, aby nie mówił w trakcie kampanii o polityce, a może oddamy inne pasmo anteny jakiemuś politykowi z prawicy.
I same korzyści. Dla polityka, który prowadzi swoich wyznawców, buduje rzesze wiernych, opowiada im świat. Wykorzystuje radio – do niedawna uznawane za najbardziej skuteczne, nieinwazyjne, towarzyszące nam medium – do wzmocnienia pozycji Informacyjnego Siri.
Oraz zysk dla stacji. Udostępnienie studia w Paryżu czy Strasburgu, a nawet zaaranżowanie studia w domu Cohn-Bendita we Frankfurcie nie jest wydatkiem. Politykowi nie trzeba płacić. A podobny jest do dziennikarza: przyciąga odbiorców, generuje słuchalność, ruch w sieci. Do tego może dzielić się „smaczkami” politycznej kuchni, do której nie mają bezpośredniego dostępu dziennikarze.
Następni po Cohnie-Bendicie ministrowie i posłowie już otwierają własne okienka radiowe, telewizyjne. Frederic Mitterand – we France Inter, Roselyne Bachelot w i-Tele.
Już wcześniej politycy nauczyli się omijać dziennikarzy. Tworzą własne kanały komunikacji. Bezceremonialnie wyjmują telefon z kieszeni i na Twitterze nadają impet informacjom, jak zrobił to choćby ostatnio premier Donald Tusk sprawnie rozbrajając fałszywą informację Newsweeka nt. dymisji ministra Rostowskiego. A teraz, jak Cohn-Bendit, idą jeszcze dalej, przychodząc do „swojego programu”.
Zbędni stają się dziennikarze, ewoluuje też rola doradców: spindoktorzy stają się raczej story-spinnersami rozpisującymi politykowi ciekawe historie, które ten opowiada w swojej przestrzeni nowych mediów albo na „swojej” antenie. Tworzący dla nich ich własne media.
Komunikacja polityczna zmienia się o wiele szybciej, niż jesteśmy w stanie ją uchwycić, zanalizować, zrozumieć, wykorzystać.
Czy bowiem np. Januszowi Palikotowi, polskiemu Cohn-Benditowi, potrzebny jest jeszcze w studio dziennikarz? Dziennikarz czy dziennikarka w programie, w którym jest on gościem, pełnią przecież raczej funkcję wspomagającą. I tak się z nim zgadzają. Dlaczego więc nie zmienić nazwy programu na: „Kropka Janusza” i – wprost – nie oddać mu anteny? Na pewno taniej.
Która stacja w Polsce, w kryzysie doskwierającym mediom, pierwsza odda antenę politykowi? Albo inaczej: kiedy to nastąpi?
Eryk Mistewicz
Tekst ukazał się w wyd.32/2013 tygodnika „Do Rzeczy”