Tygodnik Do Rzeczy
38/2014
Jean-Paul Oury na chwilę zawładnął polską siecią opinii. Na chwilę, bowiem w tej epoce wszystko dzieje się na chwilę. Świat gna. Ważny jest retwitt, wykop, przekazanie dalej. Sprawienie, aby tekst dotarł do jak największej grupy ludzi. Jean-Paulowi się to udało.
Kim jest Jean-Paul Oury? Konsultantem nowych mediów, którego poznałem przy okazji pracy w pierwszej kampanii Nicolasa Sarkozyego, w 2007 roku. Francuzem, który dziś dusi się we Francji. Liberałem.
Ostatnio, w trakcie Forum Ekonomicznego w Krynicy, zaczął analizować swoje zarobki i przeliczać poziom obciążeń fiskalnych. Pracując jako niezależny przedsiębiorca we Francji zachowuje 42,55 % tego, co wypracuje. Gdyby był Polakiem, zostawałoby mu 70,8%.
Dalej: Polska jest jedynym krajem w Europie osiągającym 3% wzrostu, zaś gospodarka francuska jest od dwóch lat w stagnacji: przekroczono 3 miliona bezrobotnych, zadłużenie sięgnęło 2 bilionów (!) Euro.
I dalej: kreowanie miejsc pracy. Jeśli Seita zamyka dziś fabryki we Francji, to po to, aby otworzyć je w Polsce. Amazon przepędzany z Francji – rozstawia się w Polsce. Cap Gemini podobnie. I następne.
Ubezpieczenie społeczne – doskonałe w Polsce. Jean-Paul nie wierzy własnym oczom: za koronkę dentystyczną, z najnowocześniejszych materiałów, zapłacił w Polsce 200 Euro. We Francji zrobiona z niklowego amalgamatu: 1500 Euro!
Emerytury – część z francuskich kas ubezpieczeniowych zbankrutuje do 2017 r. I jeszcze edukacja: córka Jean-Paula chodzi do polskiej szkoły. W rankingu PISA Polska wyprzedza Francję aż o dwanaście miejsc.
„Dlaczego chcę zostać Polakiem” – po opublikowaniu tej deklaracji Jean-Paula rozpętała się burza. W ciągu pierwszej godziny z tekstem zapoznało się ponad 100 tys. osób, ale co ważniejsze został on „przekazany dalej” kilkaset razy. Szybko okazało się, że tekst spełnia wszystkie warunki dobrego sieciowego wirusa.
Po pierwsze, ktoś powiedział nam, że jesteśmy wspaniali, że lepiej się żyje w Polsce niż we Francji. Po drugie, ktoś powiedział, że wyrzeczenia, praca, rewolucje, zmiany, nawet oszustwa i rozbudzane nadzieje – wszystko to miało sens. Po trzecie, powiedziano nam dosyć wyraźnie, że gdzie indziej, i to na zachód a nie na wschód, jest jeszcze gorzej.
Przy okazji okazało się, że polscy politycy w porównaniu do tych z Francji wcale nie są najgorsi. I to nie dlatego, że porzucane przez nich partnerki nie piszą książek, ale dlatego, że rozumieją, jak ważna jest gospodarka.
A że nie do końca prawda? Albo że mogliby starać się lepiej? Cóż, „efekt Jean-Paula” zadziałał. Choć na chwilę dzięki spojrzeniu z zewnątrz mogliśmy poczuć się lepiej.
Eryk Mistewicz