27/2013
Tak, można się Instagramem zafascynować: możliwością zmiany otaczającego świata, dodawania barw, wyostrzania konturów, uwypuklania fragmentu fotografii sprawiając, że zwyczajny „stan zatrzymany w kadrze” zamienia się w obraz z pracowni Breugla albo w przerażającą klatkę z filmu Hitchocka.
Instagram to bezpłatna aplikacja w naszych telefonach, instalowana także w nowych aparatach fotograficznych. To rosnąca, również w Polsce, społeczność użytkowników smartfonów wymieniająca emocje, informacje. Tak jak Twitter potrzebuje 140 znaków do wyrażenia stanu rzeczy, tak Instagram zadowala się już tylko jednym klikiem, wymianą obrazu zatrzymanego w kadrze, wysyłanego w świat. Kolejne filtry dodawane w aktualizacjach programu sprawiają, że tworzenie obrazów przestało już wymagać „oka” .
„Wiesz, że mnie strasznie zaczął drażnić Instagram jako aplikacja? Przestałam go używać. Idziemy na łatwiznę i nie pokazujemy rzeczy takimi, jakie naprawdę są. Wiem, że może w swoim myśleniu zabrnęłam za daleko, ale cóż…
Nie upiększaj zdjęcia, nie kłam. Zrób dobre zdjęcie i przedstaw to, co fotografujesz tak, jak Ty to widzisz, nie tak jak pozwala Ci na to Instagram.
Po prostu przestałam patrzeć na zdjęcia przemielone przez Instagram jak na zdjęcia prawdziwe”.
Tak, i dotyczy to nie tylko Instagramu, ale coraz większej liczby aplikacji, programów, produktów świata nowych mediów. Tak doskonałych, że wynaturzonych, nadnaturalnych; w których najważniejszą staje się zabawa, fun, dekonstrukcja rzeczywistości, często bez sensu i celu. Jest w tych produktach już wszystko, tylko nie wiadomo po co.
Obserwuję jak niszczony jest Instagram od chwili, gdy został zakupiony za miliard dolarów przez Facebooka (w największej jak dotąd transakcji nowych mediów). Jak dodawane są w nim a to sekwencje wideo, a to indeksowanie fotografii na potrzeby reklamodawców. Jak degradowana jest wartość podstawowa: prostota.
Tylko produkty maksymalnie uproszczone, intuicyjne, zachwycają. Nie zakłamujące obrazu świata ani celu ich twórców. Nie nastawione na zaspokojenie udziałowców giełdowych, reklamodawców, lecz użytkowników. Nie oszukujące, w żadnym z wymiarów tego słowa. Taki był Instagram tworzony w garażu, przez grupę pasjonatów, przed zakupieniem go przez Facebooka.
„Kiedy słowa stają się niejasne, staram się schwycić sens poprzez fotografię. Kiedy obraz zaczyna być nieadekwatny, winien jestem zadowolić się ciszą” – pisał fotografik Ansel Adams. Tak oto przestaję dodawać efekty na zdjęciach w mojej przestrzeni Instagramu. Z czasem poszukam innego miejsca w sieci. Nie będę się ścigał na efekciarstwo, tak jak nie ścigam się w innych obszarach pracy czy życia. Ot, taki wakacyjny wniosek: powrotu do prostosty, na własny użytek.
Eryk Mistewicz
INSTAGRAM: www.instagram.com/erykmistewicz