Tygodnik Do Rzeczy
37/2013
Nagrody to dziś już wyłącznie marketing.
Nagrody dziś to szansa na zwiększenie nakładu płyty, książki, produktu, usługi, pozycji osoby, firmy.
Nagrody kupuje się u dealerów, w agencjach public relations albo bezpośrednio wprost u nagradzających.
Cenniki nagród krążą wśród zainteresowanych, a kolejni pośrednicy, przez których przechodzi lista nagród wraz z instytucją, terminem i miejscem gali, składem jury i ceną – jedynie dopisują marżę. Często nagrody proponowane są w pakiecie, z wykupieniem reklam w tradycyjnym medium dystrybuującym statuetki.
Można kupić krzesło, posąg intelektualisty albo głowę pisarza – złotą, brązową lub platynową. Kreatywną, innowacyjną, wdrożeniową i polityczną. I masę nieprzeliczoną nagród podsumowujących rok. Statuetkę dla menedżera wieku także. Relatywnie tanią, gdy koszt statuetki stulecia nie jest prostym iloczynem ceny za sto statuetek.
Nagrody się kupuje i nagrodami się kupuje.
Kupuje się ludzi. Już samą nominacją rozbudza się nadzieję, aby potem pretendentów zrzucić w dół. Byli przecież tak blisko. Ale okazali się za słabi. I radość, że udało się ich pogrążyć.
Nominacja dziennikarzy prawicy do nagrody przyznawanej przez redakcję lewicową (albo odwrotnie) to nic innego jak wciągnięcie ich w uwiarygodnianie formuły, imprezy, ludzi. Kokietowanie. Przyciąganie na salę balową. Przyjdźcie, może to wam w tym roku przypadnie nagroda naszego miesięcznika. Może to wy dostaniecie naszą Nagrodę.
Przyjście – uwiarygadnia. Nie tych, którzy przychodzą, lecz tych, którzy wręczają statuetki; są choć przez chwilę poważnie traktowani.
Gala rozdania nagród zabiera czas. Ale co chyba ważniejsze: zabija nadzieję. Znów nic nie umiemy. Mimo że byliśmy nominowani. Znów nasze teksty, książki, nasza muzyka to miernota.
A wystarczyłoby przecież, abyśmy zmienili płeć naszego bohatera, aby za ręce trzymały się dzieci dwóch mężczyzn. Albo aby papież został utaplany w błocie. Nagrody stanowią bowiem także element systemu ideowego dyscyplinowania. Nauki, jasnego wskazania, jakie postępowanie da nam sukces, aplauz, Nagrodę.
Jeśli ośmielisz się zakwestionować sens nagród, na pewno robisz to z niskich pobudek; nic nie potrafisz, niczego nie osiągnąłeś i niczego nigdy już nie osiągniesz. Nie potrafisz grać w grupie. W grupie tworzonej przez innych. Nie akceptujesz reguł, zasad, praw wspólnoty; tego, że wspieramy wyłącznie swoich.
Tyle że prawdziwy lider nie potrzebuje nagród. To on nagradza innych – swoją uwagą, swoimi pomysłami, swoimi rekomendacjami. Tak, taka jest nagroda w świecie nowych mediów. Nagroda prawdziwa, której w żaden sposób nie można kupić.
Eryk Mistewicz
Tekst ukazał się w wyd. 37/2013 tygodnika „Do Rzeczy”