17 sierpnia 2012 r.
Eryk Mistewicz, konsultant polityczny:
Stawiam tezę, że ani Platforma Obywatelska ani Donald Tusk nie stracą na zawirowaniu z synem premiera, OLT Express i Amber Gold. Dlaczego?
Po pierwsze, sposób zarządzania sytuacją kryzysową, jaka się zdarzyła pokazała autentyczną siłę Platformy. Znów, jak w poprzednich podobnych wypadkach, PO opowiada swoją historię poprzez rozłożenie poszczególnych elementów w czasie, rozłożenie jej na poszczególne wątki i kolejnych występujących. Z kończącą sprawę konferencją finalną, a więc z odniesieniem się do sprawy przez samego premiera.
Po drugie, Platforma od początku panowała nad przekazem. Nawet nieco niezdarne ruchy w przestrzeni medialnej Michała Tuska, w tym jego wywiady z samym sobą były komentowane z niedowierzaniem: „Jak to możliwe, że nikt chłopakowi nie pomoże?!”. Szybko okazało się, że także i to nie stało w sprzeczności z ogólną strategią wychodzenia z tego kryzysu: jedną z ról dobrego ojca jest pozwolenie synowi na samodzielne radzenie sobie z kłopotami, by uczył się na błędach.
Po trzecie, poznaliśmy – w wakacje, w czasie wymarzonym dla politycznych oper mydlanych – rodzinną twarz premiera. Cała Polska poznała już nie tylko jego żonę i córkę, ale i syna. Dowiedziała się, poprzez opowieść i ciekawą narrację, jak wychowuje dzieci, jakie wartości im wpaja, jak bardzo nie ma dla nich czasu będąc skupiony na pracy dla kraju. To przekaz bezcenny dla polityka!
Po czwarte, Platforma wykorzystała mizerię intelektualną opozycji, jeśli chodzi o polityczny marketing. Główna partia opozycyjna zareagowała zgodnie z przewidywaniami – „emocjonalnymi kliszami” (trafne określenie prof. Jadwigi Staniszkis). Wniosek o natychmiastową dymisję premiera rzucony pierwszy raz brzmi poważnie. Za drugim razem zwraca uwagę. Za trzecim powoduje już tylko machnięcie ręką. A za piątym – kompromituje wnioskodawcę.
Po piąte, PiS nie było w stanie postawić kontrapunktu dla opowieści – tak Michała, jak i Donalda Tuska. Słowa o korupcji, patologii, bezsilności państwa (to był przekaz PiS z ostatniej wygranej kampanii tej partii, choć już dawno temu) zamieniono w twardy, prosty, ale jakże prymitywny młotek: „zabić Tuska”. PIS nie był w stanie dotrzeć do opinii publicznej z kontrnarracją, bo jej w tej sprawie po prostu nie potrafił zbudować. Nie potrafił też sprawnie użyć tych mediów, które dotychczas sprzyjały premierowi, a w tej sprawie chciały pokazać swą niezależność.
Po szóste, w poszukiwaniu argumentów na sprawne rozbrojenie problemu, Platforma zastrzegła, że „nie będzie rozmawiać ze ślepym o kolorach”. Wiadomo, że trudno dyskutować o kryzysie finansowym z kimś, kto nie posiada konta w banku, o piłce nożnej z kimś, kto nie wie czym jest spalony, czy o wychowywaniu dzieci z kimś, kto dzieci nie posiada. PiS nie było w stanie przygotować się na ten, łatwy do przewidzenia argument.
Po siódme, sejmowa komisja śledcza – nawet jeśli powstanie, nie ma szans na wyjaśnienie czegokolwiek i wyprowadzenie groźnych dla premiera czy Platformy wniosków. Ot, wakacyjny potwór z Loch Ness pożyje jeszcze trochę, a potem pójdzie w zapomnienie. To nie kwestia teflonu – to sprawny polityczny marketing.