6.08.2011 r.
Po raz pierwszy mamy do czynienia z polskim badaniem, które pokazuje explicite, że w kampanii wyborczej nie ważne jest to, co partia już zrobiła i co jeszcze proponuje w swym programie, ale kto jej w tym przeszkadza.
Sondaż Interaktywnego Instytutu Badań Rynkowych dla Kalkulatora Politycznego potwierdza tendencję obserwowaną we współczesnych kampaniach wyborczych w krajach demokratycznych.
Dobra kampania jest dziś przede wszystkim kampanią włączającą w swoją orbitę ludzi niezainteresowanych polityką. Przykładem dobrej kampanii o wysokiej partycypacji uczestników była chociażby kampania prezydencka we Francji z ponad 80 proc. frekwencją. Wysoka frekwencja była tam efektem wykorzystania technik narracyjnych, a wręcz technologii spektaklu przeniesionego do polityki.
W dobrym spektaklu najważniejszy jest protagonista. To dzięki niemu zaciekawieni zostajemy toczącą się akcją (co nie jest bez znaczenia w czasie przytłoczenia informacjami), skupiamy naszą uwagę na przekazie, a jeśli przekaz został profesjonalnie przygotowany, opowiadamy się za „dobrym” przeciwko „złemu”. Stajemy się fanem, zwolennikiem, kibicem i supporterem, aktywnie namawiającym innych do głosowania na kandydata czy partię, która lepiej opowiedziała jemu swoją historię.
„Nie ważne, co już zrobiliśmy w mijającej kadencji. Nie jest też ważne, co chcemy zrobić w kadencji następnej. Najważniejsze jest, kto nam w tym przeszkadza” – to jeden z elementów tej strategii.
Badania Interaktywnego Instytutu Badań Rynkowych pokazują, że jest to strategia skuteczna: głosowanie przeciwko partii, którą udało się w percepcji społecznej zdiabolizować, partii uznawanej za szkodliwą dla kraju stanowi w świetle tych badań znaczący element podejmowania decyzji wyborczej (54%). O wiele niższy jest, co warto zauważyć, wskaźnik głosowania na „program partii”, którą respondent zdecydował się poprzeć (26%).
Po raz pierwszy mamy do czynienia z polskim badaniem, które pokazuje explicite, że w kampanii wyborczej nie ważne jest to, co partia już zrobiła i co jeszcze proponuje w swym programie, ale kto jej w tym przeszkadza. To rozstrzygnięcie nieco akademickiego sporu, który posadawiam gdzieś między politykami XIX a XXI wieku, a więc sporu o to, czy w kampanii wyborczej ważniejszy jest „program”, „idee” i „merytoryka” czy też „emocje”, „spektakl” i „narracje”. Twarde dane, wyniki tego jakże ciekawego badania pokazują, co wygrywa.
Eryk Mistewicz http://www.erykmistewicz.pl konsultant polityczny, twórca strategii marketingu narracyjnego http://www.marketingnarracyjny.pl