Lewica24
21 października 2013 r.
Z Erykiem Mistewiczem, szefem kwartalnika „Nowe Media”, rozmawia Agata Czarnacka.
AC: Francja zawsze miała ambicje quasi-przywódcze, ale jej władza nie miała się zasadzać na tak przyziemnych sprawach jak potęga gospodarcza. Chciała samostanowienia, do tego stopnia, że po dziś dzień gra poniekąd w kontrze do NATO. Ten przeciek musi być ogromnym ciosem w te imperialne ambicje. Jaką przewiduje Pan reakcję?
EM: Francja osłupiała. Czytam komentarze i z prawa, i z lewa; wszyscy są oburzeni, żądają wyjaśnień, interwencji rządu etc. Mówimy o skali niebagatelnej, bo 7,3 mln rozmów Francuzów, we Francji, podsłuchiwanych wyłącznie w ciągu dwóch miesięcy na przełomie 2012 i 2013 r.
Ale też nie skala podsłuchu – większa niż w Niemczech – jest tu istotna. Nie ma innego kraju w Europie tak wrażliwego na punkcie wolności osobistych, w tym ochrony prywatności, jak Francja. Antyamerykanizm kulturowy wpisany jest w genotyp dużej części francuskiej elity. Stąd np. porównania NSA do STASI, dziś na porządku dziennym. Wreszcie obecne władze Francji, tak prezydent, jak i premier, pożądają spektakularnych sukcesów, jako że nigdy jeszcze postrzeganie tych polityków nie było tak złe. François Hollande spadł w rankingach poniżej Marine Le Pen. Reakcja rządu francuskiego na tę sprawę, reakcja parlamentu, będzie więc, jak sądzę, zdecydowana.
AC: Trwają wysłuchania komisji śledczej Parlamentu Europejskiego w sprawie skandalu PRISM. Niektórzy politycy od jego wyników uzależniają nawet tak istotne kwestie, jak podpisanie umowy o transatlantyckim partnerstwie inwestycyjno-handlowym, jednak do tej pory kończyło się na słowach. Niemcy wydawały się dbać przede wszystkim o „spokój w domu”. Teraz to zapewne przestanie być możliwe. Co to znaczy z punktu widzenia obywateli? Czy wobec bierności władz w kwestii ochrony prywatności masowo porzucimy Gmaila, Facebooka itp.?
EM: W niedawno opublikowanym sondażu dla „Le Figaro” 77 proc Francuzów domaga się zdecydowanych działań Unii Europejskiej wobec Google. Wszechogarniające jest poczucie dysproporcji sił między gigantami świata nowych mediów, takimi jak Facebook czy Google, a nieruchawymi, bezwolnymi, bezsilnymi instytucjami europejskimi, na które Europejczycy scedowali władzę na kontynencie, świadomie pozbawiając władzy rządy krajowe. W świecie nowych mediów instytucje te wydają się być całkowicie bezwolne.
Śledzę bardzo uważnie tę debatę zarówno w Komisji Europejskiej, jak i w Parlamencie Europejskim, ale nie widzę, aby instytucje europejskie były w stanie wywrzeć skuteczną presję i zagwarantować poważne traktowanie Europejczyków przez Amerykanów, przez związane z działaniami NSA firmy takie, jak Google czy Facebook. Szczególnie odkąd znane są wyceny danych osobowych, ich wartość dla tych koncernów. W 2020 r. wartość zgromadzonych o Europejczykach informacji przekroczy bilion euro – tyle według Boston Consulting Group warte będą informacje pozwalające na skierowanie do Europejczyków spersonalizowanego przekazu, bezsprzecznie najskuteczniejszego z możliwych, najbardziej efektywnego z możliwych przekazów marketingowych, biznesowych, politycznych.
Słuszne jest, że rząd francuski stawia dziś sprawę zdecydowanie: gospodarka cyfrowa, jej rozwój w Europie, musi być następstwem uregulowania kwestii ochrony danych. Tylko że wciąż brzmi to jak wielkie europejskie chciejstwo. Wyegzekwowanie tego typu zapisów, gdy zostaną przyjęte, będzie niezwykle trudne przy globalnym charakterze sieci.
AC: Nowe media (media społecznościowe, Web 2.0) to projekty, które nieodwołalnie kojarzą się ze Stanami Zjednoczonymi, a konkretniej – Doliną Krzemową. Czy wreszcie – dzięki Snowdenowi i innym sygnalistom – zaczniemy sobie zdawać sprawę z tego, że to oznacza również specyficzną jurysdykcję prawną? Jak rozwinie się świat nowych mediów w świecie, w którym – hipotetycznie – amerykańskie prawo przestanie definiować internet?
EM: Tu mówimy już o drugiej stronie tego samego problemu: nowe media rozwijają się tak sprawnie w Stanach Zjednoczonych także dlatego, że nie działa tam wiele z regulacji, które krępują innowacyjność i kreatywność w Europie. Odnoszę wrażenie, że gospodarka europejska, podobnie jak europejska polityka, są trwale ukorzenione w latach 50., 60. poprzedniego wieku, w epoce węgla i stali.
Mentalność Starego Kontynentu sprawia, że z jednej strony nie wyobrażam sobie, aby mógł tu powstać i rozwinąć się Twitter, z drugiej zaś – system instytucji w ogóle nie potrafi sobie radzić w sytuacji takich problemów, jakimi dziś żyje Francja. Źle ustawione są parametry cyfrowej Europy, dlatego też podejrzewam, że długo jeszcze będziemy miotali się między światem pełnego liberalizmu a twardymi restrykcjami chroniącymi obywateli.