„Jednoręcy politycy”, Polityka

25 stycznia 2010 r.

 

Polska to jednak szczęśliwy kraj. Najbardziej zawzięte spory dotyczą dziś afery hazardowej, która jest stosunkowo niewielka w porównaniu z aferami na świecie, gdzie bierze się (jak to było kiedyś w Tokio) miliony dolarów za kupno samolotów. 

Gdyby nagle okazało się, że minister Obrony wziął miliony za kupno samolotów F 16 – to rozumiem, to by była afera na miarę 40-milionowego państwa w centrum Europy. Ale jednoręcy bandyci – to naprawdę poniżej naszych mocarstwowych aspiracji. 

W pełni sezonu politycznego nasze życie polityczne okazuje się merytorycznie i programowo ubogie. Połowa komentatorów zastanawia się, czy Tusk będzie startował w wyborach prezydenckich, analizuje szanse, stara się wniknąć w głąb duszy hamletyzującego premiera, rozpatruje ewentualne szanse Komorowskiego i Sikorskiego, a także kandydatów już zgłoszonych – np. Olechowskiego, Szmajdzińskiego, ale merytorycznie, programowo – nic. Jaką różnicę robi, czy Tusk będzie kandydował, czy nie – tego nikt nie wyjaśnia. Jakie znaczenie programowe ma kto zostanie kandydatem PO, co ma do zaoferowania Olechowski, na kogo i dlaczego może liczyć ten lub inny kandydat? – o tym cicho sza, ani słowa. Milczą nawet sami kandydaci. 

Kilka dni temu zamieściłem na tym blogu post na temat umieszczania ocen z religii na świadectwach i wliczania ich do średniej ocen w szkołach publicznych. Zreferowałem pobieżnie zdanie odrębne prof. Ewy Łętowskiej zgłoszone w Trybunale Konstytucyjnym 2 grudnia ub.r. Od grudnia czekałem, aż jakiś słynny dziennikarz albo dziennikarka zaprosi do studia radiowego lub telewizyjnego panią profesor, może „Rzeczpospolita” lub „Polityka” zapyta, jakie pani profesor ma argumenty, co sądzi o tym, że jest jedyna w swoich poglądach, gdyż pozostali członkowie TK – wszyscy byli innego, nazwijmy to proreligijnego, czy prokościelnego zdania. Czy pani profesor czuje się czarną owcą? Czy załamuje ręce? Nic z tych rzeczy, nie widziałem w mediach tych ani innych pytań. Czyżby nikt ich nie zadał? Czyżby to było nieważne? 

Za to posłanka Beata Kempa nie schodzi z ekranu TV. Ona jest gwiazdą PiS, a poseł Bartosz Arłukowicz to mąż opatrznościowy lewicy. Już się o nim mówi, że może zagrozić Napieralskiemu. Nawet prasa propisowska go chwali, bo dobrze przesłuchuje Platformę. A czymże ci państwo zasłużyli sobie na to zainteresowanie mediów? Chyba tylko tym, że umieją się pojedynkować, wypytywać, przepytywać, dociekać, że nie peszą ich kamery ani media, że jako „komisarze” są godnymi następcami Ziobry i Rokity? Że nie boją się rządu? Kiedyś to było aktem odwagi, ale dzisiaj – każdy to potrafi. Wychodzi na to, że ważne sprawy – typu orzeczenia Trybunału, i mądre osoby – jak prof. Ewa Łętowska, idą w kąt, bo mamy sprawy ważniejsze. 

Wiem, wiem, korupcja, „Trąd w pałacu sprawiedliwości”, fakt, że minister Drzewiecki i przewodniczący klubu poselskiego partii rządzącej, Chlebowski, utrzymywali podejrzane kontakty, a może nawet używali swych wpływów dla dobra Rycha i Zbycha, to nie są błahostki, ale przecież na tym się świat nie kończy. Podobnie jak na dylemacie – Tusk, Sikorski czy Komorowski? 

Niestety, spory programowe zeszły na dalszy plan. Od kiedy groźba IV RP została – na szczęście – odsunięta, meritum przestało się liczyć, bo lewica jest słaba, skrajna prawica wyciszona, a pozostała prawica podzieliła się na rząd i opozycję. Nowe gwiazdy, Arłukowicz i Kempa, nie mają nic do zaproponowania poza stylem. To raczej gladiatorzy niż politycy w dawnym rozumieniu tego słowa, kiedy w polityce o coś chodziło. Świeckie państwo? Polacy w Afganistanie? Juszczenko i Saakaszwili a sprawa polska? Media, tak zazwyczaj dociekliwe, wstrzymały oddech. Liczy się zima, polscy ratownicy w Haiti, no i poselskie trio – Arłukowicz, Kempa, Sekuła. 

Ciekawie mówił o tym (w „Rz”.) Eryk Mistewicz, specjalista od marketingu politycznego. W „społeczeństwie spektaklu” liczą się politycy medialni, którzy potrafią skupić na sobie uwagę publiczności. Poseł Arłukowicz zyskał na Twitterze więcej zwolenników niż całe SLD – mówi Mistewicz. Włoski polityk, żeby zyskać uwagę publiczności, gotował w TV risotto i jednocześnie mówił o polityce zagranicznej. Zdaniem Mistewicza – nie ma innego wyjścia, kto chce liczyć się w polityce, ten musi być gotów świętować na potrzeby prasy Wigilię w październiku. 

Prawdę tę zrozumiał już nie tylko premier Tusk, ale i prezydent Kaczyński. Czyli prof. Łętowska, jeśli chce dotrzeć do opinii publicznej ze „swoją” sprawą, musi najpierw dokazywać, jak Palikot – udzielić wywiadu „Gali” (która jej o to nie poprosi) lub wystąpić w „Tańcu z Gwiazdami”. Prędzej jednak zatańczą Bartosz Arłukowicz i Beata Kempa.

Daniel Passent