„Nie likwidujcie mediów publicznych”
Rzeczpospolita

27 listopada 2015

Zmiana w takich instytucjach jak TVP jest dziś ważniejsza od górnictwa. Dlatego że warunkuje szansę jakichkolwiek poważniejszych reform.

Kolejne ekipy głowią się nad tym, co zrobić z mediami publicznymi, aby uczynić z nich sprawny, ale będący na usługach tych ekip, mechanizm. A to przecież nie tak.

Funkcja celu

Celem nie jest rzucenie mediów na kolana, nie jest zgięcie ani połamanie kręgosłupów dziennikarzy, nie jest przejęcie mediów poprzez nominacje według klucza: „my i nasi koledzy, z innymi precz”. Nie jest zamknięcie mediów i uczynienie z nich narzędzia propagandy takiej czy innej, ale wręcz odwrotnie: otwarcie ich na różne nurty, skończenie z modelem mediów jako łupu, wpuszczenie powietrza, wymaganie od pracowników mediów respektowania kodeksów etycznych, zasad i zwyczajnej przyzwoitości.

Głównym problemem mediów nie jest finansowanie, ale zasady. Gdy będą one respektowane, znajdą się i pieniądze. A znajdą się dlatego, że na takie media będzie zapotrzebowanie. To zupełnie odmienny sposób rozumowania od tego, jakie od kilku już lat proponują szef KRRiT i kolejni prezesi TVP, Polskiego Radia i PAP apelujący o pieniądze, jeszcze więcej pieniędzy, nie analizując, dlaczego ludzie odwracają się od ich mediów, także decyzjami o niepłaceniu abonamentu.

Media odchodzące od zasad tracą wiarygodność, sympatię, tożsamość. Niezależnie, czy sprzedają się politykom czy biznesowi, przestają być poważnie traktowane. Ratunkiem dla nich jest wyłącznie przywrócenie ich do świata zasad, przywrócenie równowagi i obiektywizmu. Dopiero później porozmawiajmy o pieniądzach.

Zasady, jakie konstytuują wysokojakościowe media, zostały wielokrotnie spisane w innych krajach (choć dla mnie mistrzostwem tego gatunku pozostaje wciąż „The New Ethics of Journalism: Principles for the 21st Century” powstały w Poynter Institute). W Polsce pojęcie „medium wysokojakościowego” jest mgliste, kodeksy etyczne wprowadzane przez kolejne media są nierealizowalne, a zapisy dotyczące kwestii zasadniczych – pozostają najczęściej martwe.

Państwo ma prawo zdefiniować, jakie media będzie wspierało. Ma prawo oczekiwać od wspieranych mediów ich współpracy w zakresie tzw. nieformalnej edukacji: przedstawiania skomplikowanych spraw świata, nauki, kultury, ekonomii w sposób zrozumiały i poszerzający wiedzę populacji. Ma prawo oczekiwać powagi w ocenie spraw publicznych, inicjowania poważnych debat, wspierania najtrudniejszych działań władz publicznych (np. ważnych reform). Przede wszystkim ma prawo oczekiwać, że dzięki wspieranym przez siebie mediom społeczeństwo będzie mądrzejsze i lepsze.

Z tak sformułowanej tezy wynika np. sześciominutowa opowieść o premierze w operze w Bordeaux na ogólnofrancuskiej antenie w niedzielnym wydaniu głównego programu informacyjnego Francji. Sześć minut o operze, do której Francuzi nie chodzą, w mieście od nich odległym, z autorem opery, który nic im nie mówi. A mimo to – w ten oto sposób – medium to pokazuje, jaka jest jego powinność, czym jest misja publiczna.

Nie tylko telewizja i radio

Ale też często powtarzam, że zmiana w mediach publicznych jest dziś ważniejsza od zmiany w górnictwie. Także dlatego, że żadne poważniejsze zmiany społeczne, wręcz niezbędne (a więc np. te dotyczące górnictwa), nie mają najmniejszych szans powodzenia przy tej jakości mediów publicznych, tak płytkim traktowaniu poważnych tematów i z takim nastawieniem do idei państwa, z jaką mamy dziś do czynienia w Polsce.

Media publiczne definiowane są mylnie wyłącznie jako telewizja i radio, czasami jeszcze z włączeniem Polskiej Agencji Prasowej. Definicja ta w przypadku kolejnych ekip rządowych wynikała ze spoglądania na media publiczne przez pryzmat politycznych powyborczych łupów, rozdzielanych stanowisk.

Odejście od takiej definicji pozwoliłoby szerzej spojrzeć na media publiczne, powrócić do funkcji celu: podwyższania standardów życia społecznego, poszerzania radykalnie zmniejszającej się w ostatnim czasie przestrzeni debaty publicznej, wpływania na jakość tkanki społecznej, górnolotnie mówiąc: zbiorowej inteligencji wspólnoty.

Wówczas wysokojakościowe media, media publiczne, media wspierane przez państwo to także wydawnictwa naukowe, placówki muzealne, teatry, filharmonie, opery, produkcja kinematograficzna zbieżna z polityką państwa, a także periodyki, kwartalniki, miesięczniki, gazety codzienne, portale internetowe, o ile tylko służą powiększaniu się kapitału intelektualnego wspólnoty.

Spojrzenie na media publiczne przez funkcję celu pozwoliłoby dostrzec, że funkcje, na jakich zależy państwu, mogą być realizowane sprawniej, za o wiele mniejsze środki, nie tylko przez TVP, Polskie Radio i PAP, ale także przez renomowane wydawnictwa prasowe, fundacje dziennikarskie i twórców nowych mediów. O ile, rzecz jasna, zechcą oni respektować reguły świata dziennikarstwa wysokojakościowego, najwyższej jakości standardów w prezentowanych materiałach, podejmowanej tematyce.

Nie widzę powodu, aby portal młodych naukowców czy internetowy tygodnik opinii, wokół którego gromadzi się społeczność propaństwowców, inteligencji, liderów opinii tworzących wysokojakościowe treści, animujący debatę, miał być traktowany w tej perspektywie gorzej niż telewizja publiczna czy Polskie Radio. Stanowiąc takie samo medium, dziś już o porównywalnym zasięgu w grupie docelowej, a często realizując misję publiczną lepiej, z większą pasją i uważnością niż tradycyjne media.

Wsparcie państwa dla mediów publicznych oznaczać powinno więc zarówno wsparcie dla tradycyjnej prasy, tych nielicznych już gazet codziennych i tygodników będących elementem dobrego spokojnego poranka czy sobotniego przedpołudnia w inteligenckich domach, odbudowy pozycji programowych w TVP i Polskim Radiu, jak i dla nowych mediów – platform i przestrzeni w sieci, które edukują, rozwijają, stymulują poważną dyskusję o nauce, świecie, historii, filozofii, sztuce i polityce (w tym najlepszym z wydań). Budując i wspierając popularyzowaną przeze mnie już i na tych łamach arystokrację rozumu.

Taki jest właśnie model francuski mediów publicznych. Prawo, uchwalone jeszcze w XVIII w., wspiera rozwój inteligencji narodu. 1,2 mld euro dotacji rocznie przeznaczane jest we Francji przez państwo na samą tylko prasę – trafia do wydawnictw pracujących „w papierze”, a także przenoszących swoje treści do sieci.

Zasady, jakie konstytuują wysokojakościowe media, zostały wielokrotnie spisane w innych krajach (choć dla mnie mistrzostwem tego gatunku pozostaje wciąż „The New Ethics of Journalism: Principles for the 21st Century” powstały w Poynter Institute). W Polsce pojęcie „medium wysokojakościowego” jest mgliste, kodeksy etyczne wprowadzane przez kolejne media są nierealizowalne, a zapisy dotyczące kwestii zasadniczych – pozostają najczęściej martwe.

Państwo ma prawo zdefiniować, jakie media będzie wspierało. Ma prawo oczekiwać od wspieranych mediów ich współpracy w zakresie tzw. nieformalnej edukacji: przedstawiania skomplikowanych spraw świata, nauki, kultury, ekonomii w sposób zrozumiały i poszerzający wiedzę populacji. Ma prawo oczekiwać powagi w ocenie spraw publicznych, inicjowania poważnych debat, wspierania najtrudniejszych działań władz publicznych (np. ważnych reform). Przede wszystkim ma prawo oczekiwać, że dzięki wspieranym przez siebie mediom społeczeństwo będzie mądrzejsze i lepsze.

Z tak sformułowanej tezy wynika np. sześciominutowa opowieść o premierze w operze w Bordeaux na ogólnofrancuskiej antenie w niedzielnym wydaniu głównego programu informacyjnego Francji. Sześć minut o operze, do której Francuzi nie chodzą, w mieście od nich odległym, z autorem opery, który nic im nie mówi. A mimo to – w ten oto sposób – medium to pokazuje, jaka jest jego powinność, czym jest misja publiczna.

Nie tylko telewizja i radio

Ale też często powtarzam, że zmiana w mediach publicznych jest dziś ważniejsza od zmiany w górnictwie. Także dlatego, że żadne poważniejsze zmiany społeczne, wręcz niezbędne (a więc np. te dotyczące górnictwa), nie mają najmniejszych szans powodzenia przy tej jakości mediów publicznych, tak płytkim traktowaniu poważnych tematów i z takim nastawieniem do idei państwa, z jaką mamy dziś do czynienia w Polsce.

Media publiczne definiowane są mylnie wyłącznie jako telewizja i radio, czasami jeszcze z włączeniem Polskiej Agencji Prasowej. Definicja ta w przypadku kolejnych ekip rządowych wynikała ze spoglądania na media publiczne przez pryzmat politycznych powyborczych łupów, rozdzielanych stanowisk.

Odejście od takiej definicji pozwoliłoby szerzej spojrzeć na media publiczne, powrócić do funkcji celu: podwyższania standardów życia społecznego, poszerzania radykalnie zmniejszającej się w ostatnim czasie przestrzeni debaty publicznej, wpływania na jakość tkanki społecznej, górnolotnie mówiąc: zbiorowej inteligencji wspólnoty.

Wówczas wysokojakościowe media, media publiczne, media wspierane przez państwo to także wydawnictwa naukowe, placówki muzealne, teatry, filharmonie, opery, produkcja kinematograficzna zbieżna z polityką państwa, a także periodyki, kwartalniki, miesięczniki, gazety codzienne, portale internetowe, o ile tylko służą powiększaniu się kapitału intelektualnego wspólnoty.

Spojrzenie na media publiczne przez funkcję celu pozwoliłoby dostrzec, że funkcje, na jakich zależy państwu, mogą być realizowane sprawniej, za o wiele mniejsze środki, nie tylko przez TVP, Polskie Radio i PAP, ale także przez renomowane wydawnictwa prasowe, fundacje dziennikarskie i twórców nowych mediów. O ile, rzecz jasna, zechcą oni respektować reguły świata dziennikarstwa wysokojakościowego, najwyższej jakości standardów w prezentowanych materiałach, podejmowanej tematyce.

Nie widzę powodu, aby portal młodych naukowców czy internetowy tygodnik opinii, wokół którego gromadzi się społeczność propaństwowców, inteligencji, liderów opinii tworzących wysokojakościowe treści, animujący debatę, miał być traktowany w tej perspektywie gorzej niż telewizja publiczna czy Polskie Radio. Stanowiąc takie samo medium, dziś już o porównywalnym zasięgu w grupie docelowej, a często realizując misję publiczną lepiej, z większą pasją i uważnością niż tradycyjne media.

Wsparcie państwa dla mediów publicznych oznaczać powinno więc zarówno wsparcie dla tradycyjnej prasy, tych nielicznych już gazet codziennych i tygodników będących elementem dobrego spokojnego poranka czy sobotniego przedpołudnia w inteligenckich domach, odbudowy pozycji programowych w TVP i Polskim Radiu, jak i dla nowych mediów – platform i przestrzeni w sieci, które edukują, rozwijają, stymulują poważną dyskusję o nauce, świecie, historii, filozofii, sztuce i polityce (w tym najlepszym z wydań). Budując i wspierając popularyzowaną przeze mnie już i na tych łamach arystokrację rozumu.

Taki jest właśnie model francuski mediów publicznych. Prawo, uchwalone jeszcze w XVIII w., wspiera rozwój inteligencji narodu. 1,2 mld euro dotacji rocznie przeznaczane jest we Francji przez państwo na samą tylko prasę – trafia do wydawnictw pracujących „w papierze”, a także przenoszących swoje treści do sieci.

16,9 mln euro dla „Le Monde”, 16 mln euro dla „Le Figaro”, 8,9 mln dla „Liberation”, 10,4 mln dla „La Croix”, 6,2 mln dla „L’Humanité”. Od prawa do lewa, od najbardziej konserwatywnych po skrajnie lewackie. Ale też dotowane tytuły regionalne jak „Ouest France” (14,1 mln euro), ale także tygodniki „L’Express” (7,6 mln euro), „Le Nouvel Observateur” (7,9 mln euro), „Le Point” (4,5 mln euro).

Misja to kultura

Co ciekawe, na długiej, bardzo długiej liście są też tytuły popularne, z segmentu prasy people, jak „Paris Match” (5,3 mln euro), tytuły tzw. prasy telewizyjnej „Telerama” (9,5 mln euro), „Tele 7 Jours” (7,2 mln euro), „Tele Star” (4,7 mln euro). Ale także np. tytuły prasy gospodarczej, o poważnej ekonomii („Les Echos” 3,7 mln euro).

Po kilku debatach parlamentarnych na ten temat większa część środków z dotacji państwowych ma być przeznaczana na budowanie przez redakcje swoich oddziałów cyfrowych, w internecie. To przecież tam przenoszą się czytelnicy.

Jeden z ciekawszych projektów zbudował za blisko 1 mln euro dziennikarz Claude Posternak. Wobec banalizacji informacji w mediach, rosnącej fali antysemityzmu, wykluczania, homofobii, stworzył stronę agregującą najważniejsze – i najpoważniejsze – informacje dnia. I nawet jeśli podobnych projektów w świecie jest wiele, to wsparcie go przez państwo pokazuje kierunek działania władz: zależy nam na tym, aby nasi obywatele nie tonęli w szlamie infotainmentu.

Miliardy euro rocznie kierowane są przez państwo na realizowanie misyjnej roli mediów przez AFP, telewizję, radio. Misja to kultura – rewelacyjny niedzielny poranek we France 2, w którym przez blisko dwie godziny reprezentanci czterech wielkich religii dyskutują o szczęściu, kobietach, o mądrości, godziwym życiu. Misja to nauka – program o biotechnologii tuż po zakończeniu wieczornych wiadomości, w absolutnym prime time. Misja to edukacja – wymuszanie na obywatelach uczestnictwa w szaradach słownych, poszerzanie ich wiedzy o świecie.

Nie sposób zrealizować innych planów państwa bez uporządkowania mediów publicznych. Nie sposób rozmawiać o in vitro bez wiedzy z jednej strony na temat genetyki i kształtowania się płci, z drugiej: źródeł i charakteru zastrzeżeń etyków i osób wierzących. Nie sposób zbudować elektrowni atomowej bez solidnego programu o nauce w telewizji, radiu (tu jest, mam wrażenie, lepiej), sensownych tekstów w tygodnikach, gazetach codziennych, na opiniotwórczych portalach gromadzących młodą inteligencję. Nie sposób wreszcie przeprowadzić reformy górnictwa, edukacji, szkolnictwa wyższego, sądownictwa bez dostarczenia obywatelom wiedzy podstawowej.

Zmiany musimy zacząć od stworzenia i wzmocnienia mediów wysokojakościowych.

Eryk Mistewicz
Autor jest publicystą, prezesem Instytutu Nowych Mediów