2/2011
Dotychczasowe strategie marketingowe i proste rezerwy nie zapewniają już Platformie Obywatelskiej powtórzenia wyniku wyborczego, nie mówiąc o jego poprawieniu.
Jeśli pojawi się tendencja trwałego odwrócenia się wyborców od Platformy, stanie się ona już tendencją nieodwracalną. Partię rządzącą dotknął syndrom wypalenia. Straszenie Kaczyńskim i Macierewiczem – jako podstawowy przekaz mobilizujący duże grupy poparcia dla PO – przestaje wystarczać do zapewnienia przywództwa na scenie po wyborach.
Monotonia i nuda wykańcza każdą strategię. Zniknął esprit drużyny. Energia i radość utrzymująca się dość długo w „lekkich” i wciąż zwycięskich szeregach PO, zastąpione zostały widokiem kwestionujących swoje kompetencje liderów, realizujących strategię przypominania doznanych upokorzeń, i tą specyficzną nonszalancją wobec wyborców, jakie polska polityka zna z epoki SLD czy AWS. Na najlepszej drodze do katastrofy.
W tej sytuacji najlepszym prezentem dla wyborców Platformy Obywatelskiej po trzech latach rządów, na dzesięciolecie PO byłaby chirurgicznie przeprowadzona dymisja całego rządu. Taki plan zrealizowano we Francji, niegdyś kraju gilotynowanych królów, a dziś najbardziej rozwiniętych technologii polityki. Opowiedziano ciekawą, porywającą historię usiłując na nowo wywołać pozytywne emocje.
Nagły prezent dla supporterów, zwolenników UMP, kibiców partii, wciąż wierzących w reformatorskie zdolności tej drużyny, zrobił Nicolas Sarkozy. Zdymisjonował premiera i cały rząd, aby w kilka dni później powołać dotychczasowego premiera na nowo. Przeprowadził „remainement du gouvernement” w sposób nagły, niezapowiedziany. Zdymisjonował rząd, cały rząd i przez upływające godziny zastanawiał się, czy państwo jest dobrze zarządzane, reformy wprowadzane, klimat społeczny akceptujący dla rządzącej partii, a jeśli nie, to jakie lider sceny politycznej, prawdziwy przywódca, powinien wyprowadzić z tego wnioski.
Tylko on wiedział, kto „rządowy remanent” przeżyje na swoich stanowiskach. Sarkozy pokazał się jako silny lider trzymający wszystkie, absolutnie wszystkie sznurki władzy. Władza – o czym zapominają często polscy politycy – to także informacja. A tę, dotyczącą rządowego remanentu, posiadał tylko on. Analitycy i komentatorzy zasiedlający stacje telewizyjne i radiowe próbowali tworzyć własne listy ministrów, które powrócą do rządu. Najczęściej nadaremno. Zwracała uwagę chirurgiczna precyzja, z jaką przeprowadzono tę operację. Pokazywała, że nikt, absolutnie nikt nie będzie meblował jego gabinetu.
Sarkozy nie kierował się sondażami, podpowiedziami lobbystów chcących przy tej okazji pozbyć się takiego czy innego ministra niechętnego ich inwestycjom. Nie brał pod uwagę wezwań opozycji do zdymisjonowania tego czy innego ministra. Niezależnie od przyjaźni – zadecydował biorąc pod uwagę osiągnięcia szefów resortów i gwarancję przyszłych sukcesów. Ponieważ dymisjonował „en bloc”, nikt z dymisjonowanych nie poczuł się urażony. Nie zakwestionowano niczyich kompetencji. Podobnie jak na meczu, dokonano zmiany w trakcie gry drużyny. W ten sposób Sarkozy nie zbudował sobie armii wrogów, która powstałaby, gdyby przeprowadzał dymisję jedną po drugiej.
Remanent rządu połączono z decyzją o ograniczeniu wydatków władzy. A więc zredukowaniu liczby etatów doradców w gabinetach politycznych, ograniczenie parku maszynowego, w tym także zredukowaniu rządowych samolotów. Decyzje, które przynoszą centymowe oszczędności, nie dające nawet promila w skali budżetu, lecz dobrze opowiedziane – zawsze są ukłonem w stronę obywateli bombardowanym przez media o ogarniającym świat kryzysem. Twardy polityk wie, że skłonienie głowy przed obywatelami – choć może i trudne – będzie zawsze dobrze odebrane, co szybko wykażą rosnące słupki poparcia.
Wymiana jednej trzeciej rządu ożywiła życie publiczne, a przede wszystkim pozwoliła na ruchy kadrowe i decyzje, które w innym wypadku byłoby trudno podjąć. A tak: cięcia, redukcje, zmiany, decyzje wymuszone sytuacją. W ten sposób można bez problemu rozprawić się – jeśli jest taka potrzeba – ze słabszymi koalicjantami lub zwiększyć wpływy swojej partii np. proponując miejsca w rządzie politykom dotychczas kojarzonym dotąd raczej z opozycją.
Remanent rządu stanowił impuls – gwarancję dotrwania do końca rządów i nadziei na ponowną wygraną ekipy. Po przegrupowaniu sił, odesłaniu maruderów, sięgnięciu po bardziej ambitnych uczestników boju, można sięgać po kolejne puchary, mobilizując wszystkich wokół. Pojawia się energia, której wartość trudno jest przecenić. Zasada ta jest dobrze znana coachom w biznesie, trenerom piłkarskim, dlaczego więc miałaby omijać politycznych liderów?
Zmiana rządu zawsze się opłaci. Zmiana zaplanowana, rozważnie dokonana i co oczywiście najważniejsze – świetnie opowiedziana opinii publicznej, a w rezultacie: wzmacniająca rząd. Polityczny lider jawi się po takiej operacji jako wyraziciel poglądów większości społeczeństwa mobilizując rządzących do wydajniejszej pracy. Jako władca uczciwy i sprawiedliwy. Udowodnił, że nie patrzy na wskaźniki popularności poszczególnych ministrów, na atencję jaką wyrażają wobec jego przywództwa, ale tylko i wyłącznie rozlicza ich z realizacji postawionych przez niego celów. Lider buduje wizerunek męża stanu – podkreślając swoją odpowiedzialność w czasie nieoczekiwanego politycznego przełomu, mimo że wywołanego przez niego samego.
Liderem sceny francuskiej jest prezydent, w Polsce – premier. System władzy jest we Francji i w Polsce inny, ale jedno jest wspólne: władzę sprawuje jedna drużyna. Drużyna, w skład której wchodzi, zarówno w Polsce (rządząca PO) jak i we Francji (rządząca UMP), i prezydent (Nicolas Sarkozy, Bronisław Komorowski), i premier (Francois Fillon, Donald Tusk), i szef parlamentu (Bernard Accoyer, Grzegorz Schetyna). Każdy z nich może być „liderem zmiany” dającym sygnał do „politycznego remanentu”.
Nie dlatego, że ma instrumenty, podstawy do działania. Nie dlatego też, że ekipa rozsmakowała się w rządzeniu i chciałaby zasiedlić rządy jeszcze kolejną kadencję. Ale dlatego, że „polityczny remanent” posłuży całej ekipie do dokończenia rozpoczętych zmian, reformy kraju – w kolejnej kadencji. Drużyna osłabiona będzie musiała szukać po wyborach dodatkowych koalicjantów, co odbić się może na kierunku i tempie zmian.
I w Polsce i we Francji rządząca drużyna ma w swych rękach wszystkie ogniwa zmiany. I może z energią opowiedzieć swoją historię – od nowa.
Eryk Mistewicz
Konsultant polityczny, twórca strategii marketingu narracyjnego