39/2012
Tego nie wymyśliłby Frederick Forsyth, autor „Dnia szakala”: wywołania rewolty poprzez informację, opowieść, nowe media
Opowieść pierwsza
Samotny wilk, polityczny singiel, wynajęty zabójca lub osoba będąca częścią wielowarstwowego spisku służb wykonuje telefon do prezesa sądu, aby ten wypuścił złoczyńcę. Dzwoni w imieniu pana premiera. Następnie wysyła e-maila w imieniu pana premiera. Jeśli na posiedzeniu sądu złoczyńca, o którym rozmawiał z prezesem sądu, zostałby uniewinniony – miałby tegoż pana premiera w garści.
Mógłby premiera szantażować. Mógłby swój „scoop”, czyli materiał obciążający lidera partii, premiera dużego kraju sprzedać każdej sile gospodarczej czy politycznej – zarówno krajowej, jak i zagranicznej.
Gdy plan nie zostaje zrealizowany, a złoczyńca decyzją sądu zostaje jednak w więzieniu – upublicznia swoje dokonania w gazecie, której mainstreamowe media nie widzą. Ponadto gazeta tego akurat dnia się nie ukazuje. Ale treść już buzuje w Internecie z siłą wodospadu.
Twitter popularyzuje, Facebook podbija, Wykop wykopuje. Wszyscy mówią. Premier w podenerwowaniu musi się tłumaczyć. Rewolucja w toku.
Opowieść druga
Jakże podobna. Bo znów samotny wilk, polityczny singiel, wynajęty zabójca lub osoba będąca częścią wielowarstwowego spisku służb publikuje na portalu YouTube trailler – zapowiedź nieistniejącego filmu wykpiwającego Mahometa jako oszusta, kobieciarza, pedofila.
Gdyby wykpiwano Jezusa Chrystusa, mieściłoby się to w formacie wolnej dyskusji i artystycznego wyrazu. Ba, budziłoby poklask, nagranie zbierałoby nagrody.
Jednak filmik z YouTube spływa – znów z siłą wodospadu – w świat islamu. A tu już żartów nie ma.
YouTube niesie, Facebook podbija, Twitter i Google Plus popularyzują, kolejne serwisy wykopują. Płoną amerykańskie ambasady. Rewolucja w toku.
Wnioski
Po pierwsze, YouTube, Twitter, Facebook, Wykop i inne sieciowe społeczności nie potrzebują dziś tradycyjnych mediów. Obywają się tak bez nich, jak i bez dziennikarzy. Opowieść przepływa obok telewizji, radia, prasy, oficjalnych portali dużych grup wydawniczych – napędzana wyłącznie siłą nowych mediów, które mają wielką zdolność aktywizowania dużych grup także do działań na ulicach, placach, poza siecią.
Po drugie, wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym. Minuta, pięć minut to w nowych mediach tyle, co niegdyś tygodnie i miesiące. Korzystając z arcyciekawych narzędzi analizy rozchodzenia się informacji, obserwowałem ostatnio, jak kaskada zdarzeń z sekundy na sekundę przyspiesza, jak rozchodzi się, zwiększając swój impet. Impet ten może być skierowany na inne tory – im większa jego moc, tym większych sił do tego potrzeba. Wytraci swą prędkość dopiero po nasyceniu lub gdy uwagę odbiorców zaprzątnie nowa narracja.
Po trzecie, zawodem przyszłości w komunikacji masowej nie jest już dziś menedżer mediów, dziennikarz, PR-owiec, marketingowiec czy webmaster. Nie mam najmniejszej wątpliwości: zawodem przyszłości, jedną z najbardziej poszukiwanych profesji i potrzeb edukacyjnych w przyszłości będzie wykształcenie zdolności panowania nad procesem rozchodzenia się informacji w sieci.
Eryk Mistewicz
Nowe Media – kwartalnik pod red. Eryka Mistewicza Wydawnictwo Operon, 2012