42/2011
Nicolas Sarkozy już od ponad dwóch lat nie miał tak dobrych ocen. Donald Tusk dużą przewagą wygrał dla PO wybory. Kryzys nie tylko ich nie obala, ale wzmacnia. Dlaczego?
Po pierwsze, przeciętny człowiek nie interesuje się polityką. Idzie do urn i głosuje, jeśli coś (co zostanie mu dobrze opowiedziane) zagraża jego najbardziej żywotnym interesom. Jacques Séguéla, nestor mojej branży, często powtarza, że przeciętny człowiek chce dziś już tylko spokoju i dobrych historii.
Po drugie, nie chce eksperymentów. Im więcej mówi się o zrewoltowanych ulicach, palonych samochodach, tym silniejszy ogarnia go niepokój. Nie chce mieć we Francji, w Polsce – Grecji. Jest raczej konserwatywny niż nastawiony rewolucyjnie. Wybiera to, co ma tu i teraz, niż mgliste „więcej” i „kiedyś”.
Po trzecie, jeśli nie oni przeprowadzą nas przez Wielki Kryzys, to kto? Rękawicę Sarkozy’emu, wcześniej kilkakrotnemu ministrowi, rzuca aparatczyk Partii Socjalistycznej, który nigdy nie był w rządzie, niczym nie kierował, nie ma wiedzy o zarządzaniu. I takiemu człowiekowi Francuzi mają powierzyć swój los? A może przywódczyni „wściekłej Francji”, córce Le Pena? Wtedy będzie im „lepiej”?
W Polsce widać to jeszcze wyraźniej: wszyscy, którzy znają się na gospodarce albo należą do PO, albo z nią sympatyzują, a na pewno na nią głosują. Prezesi banków, menedżerowie, bywalcy Davos, Krynicy, studia TVN CNBC, TVP Info, Polsat News, stron „Pulsu Biznesu”, absolwenci MBA i London School of Economics – wszyscy stanowią niedopowiedziany „trust mózgów” Platformy.
Siła wizerunku, brandu Platformy, to siła „znawców gospodarki”. Na to skojarzenie Platforma pracowała dziesięć lat, w czasie gdy PiS wzmacniał skojarzenie swojej partii jako „walczącej z patologiami”.
Im większy kryzys, tym bardziej hasło „Gospodarka, głupcze” wygrywa z innymi hasłami. A PiS przez lata nie zbudował ani jednej „gospodarczej twarzy”. I jeśli teraz Barack Obama, występując razem z Nicolasem Sarkozym, a Jan Vincent Rostowski z Donaldem Tuskiem przekonują opinię publiczną, że kryzys będzie poważny, to – w masowym odbiorze – wiedzą, co mówią. I, co ważniejsze, tylko oni są w stanie nas przed Wielkim Kryzysem uratować.
Po czwarte, to, co łączy opozycję we Francji i w Polsce to wciąż rodzaj szaleńczej nonszalancji w przekazie, w komunikacji. Ostatnio podczas warsztatów we Francji rozłożyłem zdjęcia polskich polityków, prosząc o przyporządkowanie zdjęć do „rządu” i „opozycji”. Zadanie zostało wykonane prawie bezbłędnie. Francuzi pomylili się jedynie przy Pawle Poncyljuszu, zaliczając go do „rządzących”.
I bynajmniej nie chodzi o jakość garniturów, ale wiarygodność i kompetencję rysujące się na twarzach jednej strony, a rodzaj zawziętości u drugiej. Być może smutne, a może zmuszające do refleksji?
Po piąte, nie ma dziś sił zdolnych do organizacji protestu. Socjotechnika rządów (także tych deklarujących się jako „bliskie ludziom pracy”: SLD czy AWS) doprowadziła w ostatnich 20 latach do kompromitacji związków zawodowych, zepchnięcia ich do komisji trójstronnej, apanaży i dobrego życia dla związkowych liderów.
Gdy związkowcy nie są w stanie „opowiedzieć swojej historii”, jedynym efektem ich manifestacji w centrum Warszawy jest nieskrywana niechęć mieszkańców miasta. Także anarchiści i lewacy spod znaku „Krytyki Politycznej” nie są w stanie przekonać do swych ryzykownych idei. Bunt „wkurzonych” licealistów z dobrej szkoły ośmieszył ideę „wkurzania się”. Zaś prawicowa opozycja ma struktury bardziej niż rachityczne.
Także we Francji żaden minister ani rząd nie ustąpił pod wpływem „kryterium ulicznego”. Nawet trzymilionowe demonstracje są tylko symbolicznym teatrem, bez najmniejszego wpływu na realną politykę.
Po szóste, politycy zostali „wynajęci” do zarządzania dobrem wspólnym i nie należy im w tym przeszkadzać – to kolejne prawo percepcji mas. Rządzący są odpowiedzialni za przeprowadzenie kraju przez Wielki Kryzys, zaś rolą opozycji jest – tu uwaga – wspieranie ich w tej misji. Każdy, kto „plądruje walizki” na łodzi (nawet jeśli, jak chce opozycja, nazwiemy tę łódź Titanikiem), działa przeciwko wspólnocie.
Po siódme, w Wielkim Kryzysie nie czekamy na lepsze merytoryczne rozwiązania, na „program wyjścia z kryzysu”. To nie na tym polu rozgrywa się ten mecz. I Francuzi, i Polacy czekają na zapewnienie kogoś, „komu z oczu dobrze patrzy”, że wszystko się uda. Kierują się na lidera, który opanuje zgiełk niepokojących informacji. Kierują się na „Yes, we can”.
„La crise donne du crédit á Sarkozy” (franc. kryzys daje kredyt Sarkozy’emu) – to komentarze do nieprawdopodobnie wręcz rosnących sondaży Sarkozy’ego. Kryzys nie tylko nie gra dziś na rzecz opozycji, ale zwiększa kredyt zaufania wobec rządzących. Nie tylko we Francji.
Eryk Mistewicz
Autor jest konsultantem politycznym, współautorem „Anatomii władzy” i ostatnio wydanej książki „Marketing narracyjny”.