45/2012
Każda kampania poszerza katalog pomysłów. Co zostanie z kampanii USA 2012 r.? Mikrotargetowanie
W telewizyjnym studiu jeden z gości opowiada dyrdymały o tym, że polityk musi dziś mówić inaczej do sprzątaczki, a inaczej do profesorów. I na tym według niego polega nowoczesny marketing.
Farmazony. Bo to, o czym mówi, to lata 60. Pół wieku temu!
Niesamowite, w jakim miejscu znajdują się polska politologia, nauka o politycznym marketingu, wiedza o kampaniach. Wciąż mnie to zadziwia.
Zadziwia mnie liczba studentów, młodych otwartych na świat ludzi, którzy na wykładach muszą takich dyrdymałów słuchać. Przecież widzą, że świat się tak szybko zmienia, że gdy kampania się kończy, jej zasady, sposoby odniesienia zwycięstwa stają się passé.

Oczywiście, można jak Jacques Séguéla, nestor naszej branży, peregrynować po świecie przez 20 lat, każdemu sprzedając ten sam chwyt, od Francois Mitterranda poprzez Omara Bongo do Aleksandra Kwaśniewskiego. Pomysł, aby wejść na debatę telewizyjną i podać rękę operatorom kamer i dźwiękowcom, ale nie przywitać się ze swoim rywalem. Wygrać, wyprowadzając go z równowagi. Koncept ten, kopiowany przez niego w kolejnych kampaniach w Afryce i Europie Wschodniej, dał Séguéli godziwy zarobek.
Dziś jednak nawet użycie portalu YouTube z poprzedniej kampanii amerykańskiej to oczywista oczywistość.
W marketingu, PR, nowych mediach trzeba wciąż biec.
Każdego dnia zostawiamy w sieci setki nieistotnych informacji. Oglądamy takie, a nie inne filmy, zdjęcia, wysyłamy e-maile, czatujemy, wykopujemy, linkujemy. Szukamy godzin nabożeństw lub uprawiamy hazard. Mówimy o sobie wszystko.
Facebook jest bezpłatny? Gmail, konto Google, też jest bezpłatne? Ułuda! Płacimy więcej, niż nam się wydaje. Ba, płacimy więcej, niż warte jest nasze korzystanie z Facebooka, z bezpłatnej poczty Gmail. Płacimy informacjami, wiedzą o nas. Odzieramy się z tajemnic, pokazujemy cały nasz ideowy kręgosłup, zdradzamy „sterowniki” do naszych decyzji. Jakbyśmy mówili: weź mnie, masz dostęp do moich listów, wpisów, zdjęć, wiesz już, jaki klawisz nacisnąć, wiesz o mnie wszystko.
Mikrotargetowanie to nic innego jak skorzystanie z tej wiedzy. Sprzedawca ubezpieczeń odniesie się do naszych obaw, nawyków, zachowa się jak przyjaciel – podobnie jak my lubiący jeże, koty, konie, smooth jazz i wegetariańskie knajpki. Użyje skojarzeń, których my używamy. Dostarczy narrację zgodną z naszym profilem, naszymi oczekiwaniami. Za największe przestępstwo uzna, podobnie jak my, rozlane na książce mleko. A potem sprzeda nam ubezpieczenie.
A kolejny przekona, że musimy pójść, zagłosować. Bo nasz kandydat też lubi jeże, koty, konie…
Handel zaufaniem – tak można by to nazwać. I bezwzględne wykorzystywanie naiwności ludzi, którzy sądzą, że wiedza o dokonywanych przez nich każdego dnia wyborach nie ma wartości.
Prowadzona – na skalę przemysłową – analiza ludzkich dusz.
Acxiom, Experian, Equifax, Rapleaf, Intelius – firmy sprzedające dane o każdym z Amerykanów sztabom zarówno Obamy, jak i Romneya już badane są przez Kongres.
Czy aby na pewno Amerykanie wybierają sobie prezydenta? A może marketingowcy mający do dyspozycji coraz doskonalsze narzędzia robią to już za nich?
Eryk Mistewicz
WIĘCEJ: „FACEBOOK WIE O TOBIE WSZYSTKO, CHCESZ TEGO?”
Nowe Media, kwartalnik pod red. Eryka Mistewicza, nr 2 Operon, 2012