„Następna będzie telewizja”, Uważam Rze

9/2011

Pierwsze giną gazety, ale uwaga, koncerny TV już za kilka lat będą miały o wiele większe problemy, niż te, które mają dziś wydawcy prasy.

Zmiany technologiczne wymknęły się spod kontroli dopiero niedawno. Pomiędzy przejściem w latach 70. na kolor, potem na stereo ,a pojawieniem się w latach 90. platform satelitarnych, wzrastała liczba kanałów, kamery stawały się coraz doskonalsze i droższe, ale wciąż władcy ekranu panowali nad techniką. Nagle okazało się, że z transmisji analogowej należy szybko przejść na cyfrową. Z nadawania w formacie  3:4 na 19:6. Ledwo zainwestowano w nowy sprzęt, już trzeba go wymieniać, bo standardem staje się HD. Ale już atakuje kolejna technologia, emisja 3D –niezastąpiona dla widowisk sportowych.  A to przecież nie koniec, trwają prace nad sensorialnością, czyli wykorzystaniem maksymalnej liczby zmysłów.

Kolejny etap rewolucji medialnej to telewizory połączone z Internetem.  Połączone z Internetem, a więc odłączone od koncernów telewizyjnych. Odłączone od tradycyjnych nadawców. Służące do odbioru obrazów „a la carte”, według sugestii znajomych z Twittera i Facebooka, czerpiące wprost z zawartości wideotek Warner Bros. i Paramount Pictures czy właścicieli praw do widowisk sportowych, spektakli i koncertów.

Ale – czego bym nie wykluczał –  także wykorzystujące agregatory informacji, bezideologiczne narzędzia automatycznie zestawiające krótkie serwisy (np. na podstawie najczęściej oglądanych nagrań z całego świata, swoistego „I like”). A obok, kilku dziennikarzy z siłą walki w świecie nowych mediów, już dziś obecnych na Twitterze, stworzy własne serwisy TV z opowieściami – każdego dnia – o tym, co ważne. Bez  wielkich redakcji, news-roomów, drogiej techniki nadawczej. Ani przyzwolenia kogokolwiek.

Dziś może wydawać się to nieprawdopodobne. Ale czy ledwie pięć lat temu moglibyśmy przewidzieć, że w kieszeniach będziemy nosili  niewielkie urządzenia służące w podstawowej funkcji jako telefon, ale również jako kompas, aparat fotograficzny, kamera cyfrowa, stutomowa encyklopedia, mapa z określeniem położenia, wielka biblioteka płyt, zdjęcia wszystkich miejsc na Ziemi, konsola gier, giełda i bank, stacja meteo, magnetofon, maszyna do pisania itd. itp. I bez szczególnych ograniczeń będziemy mogli  odbierać streaming z niezliczonej ilości stacji telewizyjnych i radiowych, rozsianych po całym świecie? Ba, że to niewielkie urządzenie będzie mogło przekazywać innym wysokiej jakości obraz i dźwięk z miejsca, gdzie akurat jesteśmy?

Skala zmian jest niesamowita. Ze świata broadcastu – pasywnego odbioru treści generowanych przez kilku majętnych profesjonalistów,  przechodzimy  czy wręcz przebiegamy do multicastu – światowej platformy wymiany informacji, obrazów i narracji, w której każdy jest  i odbiorcą i nadawcą (choćby tylko oceniającym: „I like”).

Tak jak dziś zestawiamy w iPhonie menu z ulubionych aplikacji (dostarczających muzykę, teksty), tak jutro na ekranach naszych telewizorów dołączymy aplikacje TV od Łukasza Wejcherta, braci Karnowskich, Grzegorza Napieralskiego, Bogdana Rymanowskiego, Adama Małysza, Jana Pospieszalskiego, Kuby Wojewódzkiego, Magdy Gessler, Kataryny i wielu innych. Wybór komu wierzymy lub kogo polecamy, leży już tylko po naszej stronie.

Starając się podążać za logiką zmian w masowej komunikacji z uwagą obserwuję stan takich projektów jak Google TV i Apple TV, NetFlix, Hulu, NeufBox SFR, BitTorrent, NetCast LG, Roku, Content Services Samsung, Boxee, Onet VOD i YouTube, ale i  fuzje Next New Networks z Google, Warner Bros z Facebookiem czy uplasowanie całej biblioteki produkcji TVN na stałe w „internetowych” telewizorach Sony, odtwarzaczach Blu-ray i PlayStation3 (Polsatu w telewizorach Panasonic i Samsung).

I nie mam wątpliwości: Google TV zdeklasuje dotychczasowych graczy. Po uzyskaniu dostępu do Electronic Program Guide (wiedzy o tym, co oglądamy i co oglądaliśmy ostatnio) połączonej z danymi z geolokalizacji i śladami cyfrowymi pozostawionych przez nas w sieci (wiedzy o tym, kim jesteśmy), na obrzeżach telewizorów otrzymamy ofertę zakupową dopasowaną do wieku i miejsca, preferencji i skłonności (od menu do seksu), stanu zdrowia i potencjału zakupowego. Żadna reklama nie będzie miała już szans skuteczniej trafić w cel. A jeśli tak, to kto będzie finansował stacje telewizyjne? I czy w ogóle stacje telewizyjne w dzisiejszym kształcie będą nam wówczas potrzebne?

Eryk Mistewicz

Autor jest konsultantem politycznym, twórcą strategii marketingu narracyjnego, współautorem wydanej ostatnio „Anatomii władzy”.