„Odłączyłem się”, Uważam Rze

19/2012

Już wkrótce największym problemem nie będzie to, jak przyłączyć się do sieci, ale to, jak z niej wyjść, nie tracąc niczego, co ważne.

Nagłe kołatanie serca, rozedrganie, niemożność skupienia uwagi, świadomość narastających problemów ze zdrowiem. Lekarze diagnozują atak paniki. Szukając przyczyny, analizując sposób życia, łączą stan Thierry’ego z natłokiem danych, jakie przyjmował jego mózg – przyjmował, analizował, wreszcie przetwarzał na wpisy w dziesiątkach miejscach w sieci, tworzył komentarze, posty, tweety, maile; łączą z jego chęcią obserwowania tętna sieci, współdzielenia tegoż tętna w czasie rzeczywistym. I diagnoza: atak paniki.

Trudno byłoby mi znaleźć dziś we Francji większego „geeka”, fascynata świata 2.0, niż Thierry Crouzet, szef pierwszych francuskich i europejskich start’upów, autor książek natychmiast stających się bestsellerami. W najnowszej – „J’ai debrache” („Odłączyłem się”, Ed.Fayard) – opisał swoje sześciomiesięczne doświadczenie z odłączeniem się, wyjściem z sieci.

Jeszcze niedawno największym problemem było przyłączenie się do sieci. Dziś Internet jest wszędzie i jest tani. Budzimy się i pierwsze, co robimy to naciskamy przycisk smartfona. To nasza poczta, nasza łączność ze światem, to nasz przegląd najważniejszych wiadomości, opinii, alertów. Tam – na smartfonie – są nasze relacje, nasze kontakty, nasza wiedza, o tym, co ważne; o tym, co dziś nie może umknąć naszej uwadze.

Dzięki systemom RSS i „human factor” jak nazywam Twitter, najlepsze bo w 140 znakach funkcjonujące narzędzie do opanowania hałasu świata, jesteśmy na bieżąco, zawsze na długo przed agencjami prasowymi, nie mówiąc już o stacjach telewizyjnych czy jutrzejszych gazetach.

Już wkrótce największym problemem nie będzie jednak to – stawiam tę tezę w ślad za rozmowami z Thierrym – jak przyłączyć się do sieci, ale to, jak się z niej odłączyć, jak wyjść nie tracąc nic z tego, co ważne.

Thierry Crouzet mieszka na południu Francji. W spokojnej miejscowości niedaleko Montpellier. Z fantastycznymi pejzażami, miejscami, w które można się zapuszczać. Jego światem rzeczywistym stał się jednak net. Od rana do wieczora, a także w nocy, żył tym, czym żyje świat. Spał ze smartfonem, zasypiał ze smartfonem, budził się ze smartfonem. Czekał na ważną informację, bo wiedział, że nie może jej przepuścić. Każda mogła okazać się ważną, krytyczną, zmuszającą go do natychmiastowej reakcji, do skomentowania, przedstawienia swojego zdania. Był całodobową redakcją informacyjną dla tych, którzy zechcieli śledzić jego wpisy. I był dumny z tego, że tak wielu ludzi interesuje się tym, co chce im powiedzieć.

Uzależnienie

„Net, który wymyślono po to, aby pomóc nam się lepiej komunikować, zamienił mnie w rodzaj toksykomana, uzależnionego” – pisze Thierry. „Tymczasem nie kontroluję już niczego. Przyjmuję papkę informacji, którą się żywię. Od lat nie surfuję już po internecie, lecz raczej wchodzę i to fala mnie niesie, mnie napędza, mnie rozbija o inne fale. Zatopiłem się w morzu informacji i emocji, wykończyłem się. Po prostu się wykończyłem”.

Psychologowie tłumaczą: gdy nowa informacja wyświetla się na naszym ekranie (czy to telefonu komórkowego czy tabletu, czy komputera) aktywizują się podobne rejony mózgu, jak wówczas gdy czujemy zagrożenie. Od naszej decyzji zależy, czy zatrzymamy napływ informacji do mózgu i walkę z nimi, czy też odłączymy się uzyskując znów koncentrację. Neurolog Susan Greenfield stwierdza: „Przemoc, zaburzenia osobowości, stają się elementem świata technologii”.

W 1908 r. Henri Poincare stwierdził, że w procesie kreacji istnieje faza wykluwania się idei, podczas której powinniśmy pozostawić je samym sobie, wówczas gdy najważniejsza jest cisza. Od tego czasu psychologowie wracają do kwestii ciszy, spokoju, bezruchu i kontemplacji. Bez osiągnięcia fazy spokoju trudno jest cokolwiek stworzyć, świadomie być. W natłoku informacji do przetworzenia, spraw do zapoznania się, kolejnych danych, obrazów, dźwięków nie mamy co liczyć ani na dobre życie za dnia ani na dobry sen nocą.

Nie mamy też co liczyć na dobry tekst, gdy przerywamy akt twórczy sprawdzając pisownię wyrazu, który chcemy użyć i już wsiąkamy, wtapiamy się w sieć „przy okazji” sprawdzając maile, wpisy na blogu, przechodząc do podesłanych nam linków, które koniecznie musimy zobaczyć, koniecznie i jak najszybciej musimy odpowiedzieć…

Sherry Turkle, amerykańska psycholog, autorka „Alone Together: Why We Expect More from Technology and Less from Each Other” twierdzi, że ludzie sieci (digital natives) cierpią na niedobór empatii. Komunikując się z innymi wyłącznie poprzez tekst przestają rozumieć sygnały pozawerbalne, przestają odbierać wszystkimi zmysłami stany, w jakich są inni ludzie, na czas nie reagują na sygnały ostrzegawcze w związkach, relacjach. Wchodzą w rodzaj autyzmu, co jest groźne dla nich i zabójcze dla ich relacji społecznych. Ekran – czy to smartfona czy tabletu czy komputera – zabiera im świat realnych relacji.

„Net to kompulsywne powroty, aby zobaczyć co się stało. A to, że w czasie gdy nas nie było, nawet w ciągu tych trzech czy pięciu minut coś się stało, to pewne. Chciałem o tym wiedzieć, potrzebowałem o tym wiedzieć, aby zmierzając do pełni doskonałości perfekcyjnie syntetyzować świat moim odbiorcom. Nie sposób więc robić sobie przerw. Albo się w necie jest i jest się pogrążonym w całości, albo nie jest się sprawnym w świecie sieci. Nie, nie jest możliwe ustalenie godzin <<bycia w necie>>, samoograniczenie do godziny czy dwóch dziennie, do określonych pór. Dla mnie nie było to możliwe. Aż do tego momentu, aż do totalnego odłączenia” – pisze Thierry Crouzet.

Za dnia i w nocy w każdej chwili mógł sięgnąć po smartfon i zobaczyć, co u innych. Powiedzieć, co u niego. Ale też zyskać pewność siebie: „Przed pisaniem bloga nigdy nie odzywałem się w sieci do nieznajomych. Nie podchodziłem nawet do autora książki, która mnie zafascynowała podczas spotkań autorskich, aby pogratulować mu jego dzieła. Nigdy nie wykonywałem pierwszy ruchu. Internet otworzył mnie na innych”.

Świat sieci to świat wymuszonej natychmiastowości. To natychmiastowa reakcja. Natychmiastowa odpowiedź. Łatwość, z jaką przy byle okazji jesteśmy w stanie skrytykować rozmówcę. I konwulsyjny ping-pong. Jeśli nie przychodzi odpowiedź otwieramy kolejne okienko, wchodzimy w kolejną relację, „rozmawiamy” w sieci z kim innym, o czym innym. I szybko się nudzimy.

Spinoza rekomendował poznanie swoich popędów, swoich przyjemności, określenie ich toksyczności i zamianę tych bardziej toksycznych mniej toksycznymi. Jeśli to droga do szczęścia, to odłożenie na dłużej smartfona, odłączenie komputera od sieci szybko pokazuje efekty. „Nie, odcięcie się nie było pomysłem na umiar, ale na zintensyfikowanie życia” – pisze Thierry.

Wchłonięci przez sieć

W klasyce renesansu linie wiodą nas do punktu przecięcia. W świecie netu odwrotnie – ku rozproszeniu, ku wielości kierunków. Zmieniając perspektywę patrzenia na świat – powrót z perspektywy netu do perspektywy renesansu – jesteśmy w stanie zmienić swoje życie, często diametralnie.

Będąc wchłoniętymi przez sieć nie wyobrażamy już sobie lektury „Braci Karamazow” czy „Wojny i pokoju”. Papierowe książki wydają nam się z innej epoki. Jeśli już sięgamy po nie, to jednocześnie rozpoczynamy czytanie wielu książek i czytamy równolegle. Brak nam w lekturze odnośników, linków na które moglibyśmy „kliknąć” powiększając – jak nam się wydaje – wiedzę, zapoznając się ze znaczeniem niezrozumiałych dla nas słów, ale i nowymi ich znaczeniami, poszerzając wiedzę wikipedyczną, wreszcie zyskując wizualizację placu boju, scen narracji. Słowa Dostojewskiego nam już nie wystarczą, jego batalistyczny opis chcielibyśmy jeszcze bardziej urealnić, zobaczyć, usłyszeć, poczuć zapach dymu odpalanych armat. Chcielibyśmy więcej i oczywiście natychmiast, jak wszystkiego w sieci.

Ile wolności

Jeśli piszemy, to będąc przynależnymi do świata 2.0 posiłkujemy się krótkimi formami, wyekspolatowujemy nasz potencjał na krótkie wpisy, krótkie kilkuakapitowe formy z dołączonymi natychmiast odnośnikami, linkami, zdjęciami, multimediami. Świat sieci, perspektywę sieci, jej rozproszenie, dysharmonię, nielinearność, błysk i rozedrganie przenosimy do naszej twórczości.

„Niepozostawianie śladów cyfrowych równa się temu, że nie żyję – pisze Thierry. – Muszę zaznaczać każdą sekundę swego życia w tekstach, zdjęciach, komentarzach, propozycjach przedstawianych innym. Odłączenie uzmysławia jednak, że większość z moich śladów w sieci to ślady iluzoryczne. Patrząc z oddali, nie mają one najmniejszego sensu, nie mają najmniejszego znaczenia”.

Smak herbaty i porannej kawy wraca po odłączeniu – przekonuje Thierry. Wracają, przekonacie się, sny. Wraca oddychanie pełną piersią. Wraca słuch na ptasi świergot. Wraca wrażliwość na ludzi wokół, na ich sprawy, ich problemy, ich powolne wysławianie się. Wraca chęć wysłuchania innych. Nie opowiadanie innym o życiu, ale życie pełną piersią, wraz z nimi, obok nich, razem. Świat znów zaciekawia, ludzie wokół znów są pogodni, świat jest piękny.

Jeszcze mamy tyle wolności w sobie, że możemy się odłączyć?

Eryk Mistewicz