6/2011
Czy błyskotliwa strategia komunikacyjna za 1,5 mln euro uratuje dyktatora przed utratą władzy i banicją?
Po pierwsze, ubiec innych. Przed innymi opowiedzieć swoją historię. Rozpisać wydarzenia tak, aby nikt, kto usłyszy tę opowieść nie miał wątpliwości, kto jest w niej dobry, kto zły. Aby odbiorcy z przekonaniem przekazywali dalej naszą historię. Aby byli uodpornieni – i uodporniali innych – na odmienną wersję opowieści. A przynajmniej aby odbiorcy doświadczali dysonansu poznawczego, już nie wiedzieli kto dobry, kto zły.
Po drugie, sięgnąć po profesjonalistów, najlepszych na rynku specjalistów komunikacji społecznej mających dostęp do najnowszych strategii marketingowych. Opowieść, o której dziś mowa, została przygotowana przez konsultanta politycznego od lat pracującego w Europie, ale też przyjmującego zlecenia od przywódców Afryki i Bliskiego Wschodu. Gdy wracał z tej misji, jego podręczny bagaż był cięższy o 1,5 mln euro w gotówce.
Po trzecie, dobrze określić grupę docelową tak zbudowanego przekazu. Doskonale wybrać czas, miejsce, narzędzia implementacji tak, aby historia jak najskuteczniej rezonowała na wybrane grupy. Szczególnie, jeśli czasu nie jest zbyt wiele, gdy trzeba walczyć o życie.
Muammar Kaddafi wybrał masowy niedzielny dziennik „Journal Du Dimanche”. Po dziennikarza i fotoreportera został wysłany prywatny 20-miejscowy jet Kaddafiego. Ekskluzywny wywiad zajął znaczną część wydania. Od pierwszego zdania, obok pytań dziennikarza, libijski przywódca opowiada swoją historię. Nie przedstawia danych, nie podaje faktów, ale snuje opowieść osadzoną w zdarzeniach już znanych odbiorcom. Zaczyna tak, jak opowiada się dziecku o dalekim kraju. „Wszyscy słyszeli o Al-Kaidzie islamskiego Maghrebu” – mówi rozrysowując scenę swojego dramatu. „Wszyscy słyszeli o uśpionych komórkach Al-Kaidy w Libii. Gdy doszło do wydarzeń w Egipcie i w Tunezji, Al-Kaida postanowiła wybudzić swoją sieć. Jej członkowie dostali rozkaz ataku na wojsko i policję i przejmowanie broni. To dlatego widzieliście sceny z wymianą ognia. Jeśli ginęli ludzie, to przed posterunkami i koszarami, nigdzie indziej. Zdobyli broń i zaczęli terroryzować populację. Zwyczajni ludzie, tacy jak wy, bali się wyjść z domów. Do dziś czują jeszcze strach” – tłumaczył obrazy, które Europejczycy widzieli w swoich telewizorach, ale teraz – od nowa opowiedziane – nabierały innego znaczenia.
„Mieszkańcy mojego kraju są dalecy od myślenia jak Al-Kaida” – kontynuował. „Ale członkowie przebudzonej sieci rozdawali im tabletki halucynogenne. Przychodzili, dawali tabletki, dawali pieniądze i oni szli, i pod wpływem środków halucynogennych strzelali z karabinów myśląc że bawią się sztucznymi ogniami. Nie było manifestacji w Libii, mylicie z Egiptem i Tunezją. Nikt więc nie strzelał do manifestantów. Szanuję prawa do zgromadzeń. I prowadzę walkę z terroryzmem. To ta sama walka którą wy prowadzicie u was”.
Dopracowano każde zdanie tej opowieści. Bazowano na tym, co było wcześniej znane europejskiemu odbiorcy, lecz połączono obrazy i wybrane fakty w zborną historię. Kaddafi odnosił się do wspólnych wartości. Mówił o jego sprzeciwie wobec gwałcie na rodzinie, o gwałconych kobietach. I o mieszkańcu Benghazi, który zadzwonił po pomoc, aby samoloty zbombardowały atakujących go terrorystów. Sam przedstawiał się jako ubogi Przewodnik Narodu, z dóbr doczesnych posiadający jedynie namiot.
Zaapelował o międzynarodowe śledztwo i poprosił Europę o pomoc. I zaproponował: zatrzyma atak Al-Kaidy na Europę. Bez niego, Libia stanie się krajem wypadowym Ben Ladena. „Już dziś macie akty pirackie 50 km od waszego wybrzeża. Oto nadchodzi czas Barbarossy, piratów, Otomanów, porywaczy na szybkich łodziach. Powstrzymam ich!”. Inaczej, upadną wspólne inwestycje, ropa będzie kosztowała krocie.
Kaddafi ubiegł tych, którzy chcieliby narysować opowieść o Goliacie (dyktatorze) i Dawidzie (ciemiężonym libijskim ludzie), która umożliwiłaby zbrojną interwencję. Pierwszy opowiedział swoją historię. Opowiedział tak jak chciał. Nie na konferencji prasowej, podczas której zostałby poniesiony falą pytań dziennikarzy. Ale we własnej, profesjonalnie przygotowanej narracji o tym, jak walczy ze złem. A jego syn, Saif Al-Islamm Kaddafi, w wieczornym wywiadzie rozpoczynającym główne wiadomości France2 sugestywnie opowiadał, że Libia może stać się „Somalią Morza Śródziemnego” z terrorystami z maczetami i nożami a „miliony emigrantów i terrorystów będzie chciało osiąść u was, na waszej ulicy, w waszym sąsiedztwie”.
„Macie wybór: ja albo Al-Kaida” – powtarza libijski przywódca. Dla każdego zrozumiała opowieść, dzięki której zwiększa on swoje szanse uratowania życia, a może i rządów.
Eryk Mistewicz
Autor jest konsultantem politycznym, twórcą strategii marketingu narracyjnego, współautorem wydanej ostatnio „Anatomii władzy”.