21/2012
Protesty, narzekanie, sypanie piasku w tryby narodowej dumy. Prawica obrzydza piłkę nożną, Euro2012 i… siebie.
Czarnowidztwo – tak najłagodniej można określić wypowiedzi polityków prawicy o Euro 2012. A więc: na pewno nam się nie uda. Nie uda nam się zbudować wszystkich dróg. Nie uda nam się zmodernizować kolei. Nie uda nam się wyjść z grupy. Nic nam się nie uda – nakręcają się z nieskrywaną radością.
Nie rozumiem tej radości. Radości z tego, że skok cywilizacyjny nam nie wyjdzie. Radości, że nie uda się ich (naszemu) krajowi. Radości, że nie wszystko będzie tak idealnie, jak moglibyśmy sobie wymarzyć (zaplanować). Radości, że ich (nasz) kraj pokaże się poprzez odrapane mosty, niegotowe instalacje, niemówiące w żadnym z globalnych języków ekspedientki, nieprzejezdne drogi, słabą a być może najsłabszą drużynę tych mistrzostw. Drużynę, której nawet – jak niektórzy z nich przekonują – wstyd kibicować.
Niech świat zobaczy, jaka Polska jest „be”, jacy Polacy są „be”, że wybrali sobie taki „be” rząd, z takim „be” premierem. Bo, oczywiście, wszystko to przez niego. To on nic nie potrafi. I powinien jak najszybciej zniknąć.
Polska prawica nie zauważa nawet, jak swoją opowieścią, proponowaną narracją, wzmacnia Donalda Tuska. Nie zauważa, że pogrąża się w oczach wyborców. Tych przeciętnych, masowych, niezainteresowanych polityką (ale na końcu mających wyborczy głos), których jest to święto. Święto ich piwa, ich telewizorów, ich meczy, ich wkurzania się, ich radości biało-biało-czerwonej. Radości, którą ktoś im chce zepsuć.
Nie ma znaczenia, że nie będzie to protest przeciw piłce nożnej, tylko przeciwko Euro2012. A właściwie – nie przeciwko Euro2012.
Zdania podwójnie, potrójnie, poczwórnie złożone o tym, że jesteśmy za, ale też przeciw, i oczywiście kochamy piłkę nożną, ale bojkotujemy igrzyska, kochamy Polskę, ale nienawidzimy nienawiścią rzadką polskiego premiera, a przy okazji też Ukrainy, ale tylko władz, bo już Ukraińców lubimy, ale rzecz jasna też nie wszystkich, jesteśmy przeciw reformie emerytalnej, za gazem łupkowym i Telewizją Trwam, która jednak mistrzostw nie transmituje, ale nie w tym rzecz – nie są w stanie przebić się do odbiorców. Po skróceniu komunikatu, po przejściu przez percepcję przeciętnego rodaka, komunikat ten brzmi bowiem tak: „Prawica znów wariuje, znów niepokoi, teraz jest przeciwko piłce nożnej”.
I winne nie są tu media (takie podejście byłoby najłatwiejsze), ale nieumiejętność formułowania przekazu. Ludzki mózg zmierza bowiem najkrótszą drogą do celu. Omija ozdobniki, półcienie. W powodzi słów, danych, obrazów, dźwięków, bajtów zmierza do syntezy, chwytliwej narracji.
Politycy w XIX wieku wchodzili na mównicę i mogli mówić nawet trzy godziny, tłumaczyć wszystko „dokładnie”. Dziś w natłoku informacji mają prawo tylko do jednego zdania. Jeśli nie potrafią zaplanować i zrealizować krótkiej „setki” do kamery telewizyjnej (ten czas wciąż się skraca, wynosi dziś ok. 6 sekund!), nie potrafią wpisać na Twitterze w 140 znakach, o co im chodzi, niewiele zwojują.
Euro 2012 polska prawica przegrywa na własne życzenie.
Eryk Mistewicz