7/2012
Tradycyjne media, przedstawiające się jako obrońcy wolności, w rzeczywistości tłamszą demokracj
Nie wyobrażałem sobie, że w tygodniku pozycjonującym się na nowoczesny znajdę zdanie z XIX w. „Newsweek”, ten amerykański, a i ten zakładany w Polsce niegdyś przez Tomasza Wróblewskiego, miał iść w awangardzie zmian. Owszem, gdy dotyczy to życia innych, ale już nie życia prasy, dziennikarzy. Tu zmiany są niedopuszczalne.
Wojciech Maziarski, szef „Newsweek Polska”, przy okazji ACTA uderzył: „Utrzymanie się obecnych trendów grozi tym, że pewnego dnia obudzimy się w świecie bez profesjonalnych redakcji (…) Jeśli uznajemy prasę za jeden z filarów demokracji i społeczeństwa obywatelskiego oraz chcemy ją utrzymać przy życiu, to walka z piractwem jawi się jako środek obrony wartości demokratycznych”.
Ten cytat poraził mnie. Ostatni raz prasę z demokracją utożsamiali francuscy intelektualiści pół wieku temu. Dziś chyba już nikt w Europie nie postrzega prasy jako IV władzy i filaru społeczeństwa obywatelskiego. Jako biznes – tak, nośnik reklam i zarządzania informacją, opowiadania różnych historii do zachowania społecznego status quo – tak. Wystarczy sięgnąć choćby po takie prace jak „Makrowikinomia. Reset świata i biznesu” Dona Tapscotta i Anthony’ego D. Williamsa, „How: Why How We Do Anything Means Everything” Dova Seidmana czy po francuską serię „Des intellectuels jugent les medias” („Intelektualiści osądzają media”).
Regularnie powtarzają się i w Polsce kompromitacje: powtórki przez wszystkie stacje telewizyjne próby samobójczej pułkownika P. czy taśm detektywa R. z przesłuchania matki dziewczynki. Każdego tygodnia ta profesja – dziennikarstwo – kończy się.
Media powinny dziś bronić Internetu, lecz widzą w nim głównie zagrożenie dla siebie. Po części słusznie. Badania pokazują, że ludzie bardziej wierzą w informacje z blogów, swoich społeczności na Twitterze niż w te podawane przez prasę drukowaną. Internauci przestają być „baranami” – „pasywnymi użytkownikami”. Stają się także „twórcami” – nowymi producentami mediów (także z wolna zarabiającymi na nich).
„Po co czytać gazety? Wychodzą raz dziennie, nie mają linków i nie są multimedialne” – stwierdzają. „Nie można przeczytać informacji raz i czuć się dobrze poinformowanym”. Siłą stały dopływ wiedzy, kanały RSS i sieci społecznościowe. Siłą nowe media. „Jeśli wiadomość jest ważna, znajdzie do mnie drogę”.
Dotychczasowe media sytuując się jako jedyni obrońcy wolności i demokracji, tłamszą demokrację. Obsadzając siebie w roli strażników jej wartości, odmawiają jednocześnie tego prawa innym. Tak jak odmawiają użytkownikom sieci zbiorowej mądrości (zob. „Mądrość tłumu” Jamesa Surowieckiego).
Sieć zmienia demokrację, politykę, media. To nie tylko wybory w Stanach czy we Francji, które uważnie w tym roku obserwuję również pod tym względem, ale także następna fala wyborcza w Polsce.
Twitter, iPhone, smartfon to już nie są gadżety gimnazjalistów.