„Wyciszając hałas wiadomości”, Uważam Rze

41/2011


Samodzielnie możemy zadbać o to, kto będzie naszym przewodnikiem po świecie informacji. Technologii jest bez liku, wybierzmy najskuteczniejsze

Nie spytam pani w kiosku, w której z setek gazet dostarczonych jej dzisiejszego poranka znajdę opinię Jana Marii Rokity na temat kryzysu w Grecji.

Teoretycznie: pani z kiosku powinna znać to, co sprzedaje. Jednak wiedza o tym, co się dzieje naprawdę, jest dla mnie zbyt poważną sprawą, aby oddać się w jej ręce. Nie oddam tej władzy ani pani kioskarce, ani wielkim nadawcom i wydawcom.

Chętniej przejdę więc w korzystaniu z informacji z systemu „push” do systemu „pull”.

„Push” to bezwolne poddawanie się temu, co świat nam wciska. Jeszcze niedawno budziło mnie radio informacyjne. I zaczynał się wyścig o mój mózg, moją percepcję. Kilka minut później do ataku na moją uwagę przystępowały stacje TV. I równolegle (multitasking) ten sam biedny fragment mojego mózgu atakowały portale, wydania gazet, reklamy na telebimach, w taksówkach, w metrze… Trzy tysiące reklam atakuje każdego dnia mózg Europejczyka, dopakowując dawki informacji. I jeszcze kolejne. I kolejne. Wiadomości upychane kolanem.

Mimo że w powodzi informacji wciąż nie wiedziałem, co Jan Maria Rokita sądzi na temat kryzysu w Grecji, najchętniej wyłączyłbym wszystko.

Dlatego przeszedłem na system „pull”. Zadbałem o higienę przestrzeni informacji wokół, jednocześnie zachowując komfort bycia DOBRZE poinformowanym. Odtąd to już nie na mój mózg naciska się tysiącami wiadomości tak, aby w końcu dnia się poddał: już nic nie wiem, niczego nie rozumiem, dajcie mi spokój.

„Pull” to zasadnicza zmiana: ja definiuję wiadomości, o które proszę. To informacje na żądanie odbiorcy.

Wykorzystałem technologię. Nie budzi mnie już radio informacyjne, lecz świetna muzyka. W telefonie komórkowym naciskam przycisk aplikacji RSS opanowującej dla mnie hałas świata. W ciągu minuty, dwóch wiem, co ważne. Jestem „in touch”, jestem na bieżąco, jestem poinformowany.

Wyciszyłem zgiełk świata tak łatwo, jak łatwo podczas podróży samolotem przyciskiem w dobrych słuchawkach wyciszam szum otoczenia.

Na początek zdefiniowałem źródła, którym postanowiłem warunkowo uwierzyć. I nadawców – nie muszę przecież kupować całych gazet, aby poznać zdanie konkretnych autorów. Nie muszę biegać po tysiącach blogów i stron. Nie muszę kręcić gałkami radioodbiorników, przeskakiwać pilotem TV z kanału na kanał. Technologia robi to za mnie.

Bardzo dokładnie zdefiniowałem obszary zainteresowania. Tak więc natychmiast po wypowiedzeniu przez Jana Rokitę w przestrzeni publicznej słowa „Grecja” (albo zacytowaniu jego zdania) aplikacja RSS zaserwuje tę wiadomość na moim telefonie. Nie muszę pytać pani w kiosku, nie muszę czekać na Bogdana Rymanowskiego, Tomasza Lisa, Michała Karnowskiego.

Ile ważnych informacji umknie mojej uwadze z obszarów, które mnie interesują? Niewiele. Poza aplikacją RSS mogę bowiem liczyć na coś więcej: na technologię opartą na „human factor”, czynniku ludzkim. To oczywiście – także w telefonie – Twitter.

Zajmuję się strategiami skutecznej komunikacji. Trzy lata temu wybrałem Twittera, szukając szybkiego sposobu wymiany informacji z aktorami zdarzeń, marketingowcami z innych krajów, politykami, dziennikarzami. Oczywiście, mogliśmy – jak robiliśmy to w czasach przed Twitterem – rozsyłać sobie SMS-y. W ciszy wyborczej przekazywanie sondaży generuje spory ruch u operatorów. Szukałem sprawniejszego narzędzia marketingu narracyjnego.

Gdy zdecydowałem się na Twittera i postanowiłem promować go w Polsce, do dyspozycji miałem ponad pół setki podobnych portali: Beeing, Plurk, Jaiku, Identi.ca, Emote.in… A jednak wybrałem prosty system, w którym narracje można uzupełnić zdjęciami i odnośnikami do tekstów. Na Twitterze sami definiujemy, kogo czytamy. Tylko od nas zależy, jaki, z jakich nadawców stworzymy kanał odbiorczy.

Od kiedy udało się zaprosić do Twittera właściwie wszystkich, których warto czytać, i uruchomić marketingową śnieżną kulę zainteresowania tym serwisem, nic ważnego już nie umknie mojej uwadze. Robert Tekieli, Marek Magierowski, Jan Vincent Rostowski, Kataryna, Azrael, Paweł Graś, Anna Kalczyńska, Marek Jurek czy Krzysztof Kwiatkowski (i wielu, wielu innych) w pierwszej osobie, bezpośrednio zaalarmują, jeśli przeczytają coś, co ich poruszyło. Jeśli coś się wydarzy. Tak było ostatnio z datami sformowania rządu i wygłoszenia exposé, które na Twitterze wpisał Paweł Graś.

Dzięki RSS i Twitterowi, gdy Jan Maria Rokita wypowie się na temat Grecji, natychmiast będziemy o tym wiedzieć. Bez wielkich mediów. Bez wielkich pieniędzy. Bez opuchniętego od nadmiaru informacji mózgu. Jeśli opowie ciekawą historię, natychmiast ona do nas dotrze.

Eryk Mistewicz

Autor jest konsultantem politycznym, twórcą strategii marketingu narracyjnego (publikacje:  „Anatomia władzy”, „Marketing narracyjny”).