Wirtualne Media
18 października 2015 r.
Im mniej wyrobiony widz (a więc także wyborca) tym łatwiej nim zarządzać. Im gorzej wykształcona populacja tym bardziej prymitywne, niskich lotów chwyty stosowane są w kampanii wyborczej.
Pomysły kampanijne, które w innych krajach są zakazane lub nie wchodzą do obiegu, ponieważ istnieje duża obawa, że zadziałają niczym bumerang, a więc będą przeciwskuteczne, w Polsce służą za kij bejsbolowy na oponentów.
Na finiszu tej kampanii poziomem agresji i prymitywizmu w przekazach politycznych rośnie. Zrozumiałe, że stawka w tych wyborach jest bardzo wysoka, że być może są to „najważniejsze wybory od 25 lat”, rozumiem też że demobilizacja po kilku latach rządów jest duża i należy za wszelką cenę podgrzać mobilizujący szeregi spór. Nawet jednak to nie usprawiedliwia płaczu dziecka, uderzeń młotkiem w domek dla lalek i budzenia aż tak wielkiego strachu, z jakim mamy dziś do czynienia w politycznym przekazie.
W reklamach komercyjnych – na co zwracała wielokrotnie uwagę Rada Reklamy – działania budzące strach u dzieci są głęboko nieetyczne i takie reklamy muszą być wycofane. W komunikacji politycznej reklamy wywołujące strach i płacz dzieci mogą być moim zdaniem wręcz przeciwskuteczne. Wciąż jest bowiem pewna grupa odbiorców (szczególnie wśród t.zw. inteligencji zwykle nie opuszczającej wyborów) dla których obok wygrania wyborów równie ważna lub wręcz ważniejsza jest klasa, z jaką ten wyścig jest prowadzony.
Wiara, że niskowykształcona populacja, reagująca już na wyłącznie silne bodźce, kopniaki, ruszy się do wyborów głosując na tych, którzy rozpętują negatywną histerię, aby ją zmobilizować, jest obarczona bardzo dużym ryzykiem. Szczególnie, jeśli równocześnie tak prymitywną komunikacją zraża się wyborców umiarkowanych. W rezultacie na ostatniej prostej kampanii mogą oni szukać lepszego, bardziej „godnego” i „poważnego” ulokowania swego głosu.
Kampania negatywna, powodująca strach i płacz dzieci, to w kampanii „one way ticket”. Czasami nie pozostaje nic innego. Ale niesmak po takiej kampanii pozostanie.
Eryk Mistewicz, ekspert marketingu politycznego, szef kwartalnika „Nowe Media”