„Śmierć CV”
Forbes

12 marca 2014 r.

forbesŻądanie CV od kandydatów świadczy o tym, że nie warto z takim pośrednikiem lub w takim miejscu ubiegać się o pracę

Cirruculum Vitae to jeden z tych dokumentów, które produkowane na metry mają dać wrażenie ubiegającym się o pracę, że zrobili wszystko, aby tę pracę zdobyć. Wysłali wszędzie, odpowiedzieli na każdą ofertę, a przynajmniej z tych najbardziej poważnych, zostawili u każdego z liczących się pośredników. Półka lektur w każdej księgarni – z reguły tłumaczenia poradników amerykańskich – naucza, jak CV pisać.

Tylko że pracodawcy dziś już wiedzą, że ten dokument nic im już nie powie. Nie tylko dlatego, że „papier przyjmie wszystko”. Polacy mają coraz lepsze formalne wykształcenie. Nazwy kursów, szkół afiliowanych z renomowanymi uczelniami amerykańskimi czy brytyjskimi, brzmią coraz godniej. I niestety coraz mniej już znaczą.

Najprostsze ogłoszenie poszukiwania asystentki biura w agencji marketingowej w Warszawie przyniosło ostatnio – po jednorazowej emisji – 824 zgłoszeń. Jakakolwiek analiza tej masy dokumentów nie byłaby możliwa. Pozostaje „ślepy traf”. Równie dobrze jednak w tym wypadku do bębna maszyny losującej mogłyby trafiać same karteczki z nazwiskami.

Nie lepiej jest na wyższych stanowiskach. Z szefami marketingu szczególnie. Z „nadprodukcji” tej specjalności zawodowej zdają sobie coraz częściej sprawę pracodawcy. To jednak nie CV decyduje, ale kontakty, relacje, rekomendacje branży czy środowiska. Podobnie zresztą jak z szefami księgowości czy logistyki – o najlepszych mówi się w środowisku, pracodawcy są w stanie przystąpić do swoistych konkursów ofert. CV kandydatów nie ma nic do rzeczy, nie jest potrzebne, a na pewno nie decydujące.

Nie znam nikogo, kto znalazłby pracę na podstawie CV. Jeśli coś się dziś liczy to historia, opowieść idąca za osobą, która zaciekawiła nas na tyle, że chcemy ją zatrudnić. W „Marketingu narracyjnym” sporo miejsca poświęciłem sposobom tworzenia takich opowieści. Opowieści o najlepszym szefie sprzedaży, który z kilkuosobowym zespołem realizował plan kilkusetosobowego konkurenta. Opowieści o członku zarządu, którego pojawienie się w spółce lewaruje jej akcje. Ale też np. inspirującego coacha, który postawił na właściwe tory działy HR i PR firmy, geniusza strategii.

Poczciwe, przetransferowane z rynku amerykańskiego na początku naszych przemian CV wypierają dziś nie tylko relacje i referencje, bliższe europejskiego ducha współpracy, familii, rozmowy, lecz nowe media, technologie.

Nowe media są dziś najskuteczniejszym sposobem znalezienia odpowiedniego kandydata do pracy niezależnie czy mówimy o poziomie asystenta czy szefa marketingu. Nie na podstawie CV, lecz obserwując w sieciach społecznościowych np. najbardziej sensownych rozmówców wokół tematu, na którym skupia się działalność naszej firmy, wchodząc z nimi w interakcje, zadając podchwytliwe pytania, prosząc o kilka prostych analiz, sprawdzając jak reagują na informacje fałszywe, jak współpracują w grupie, jaka jest ich zdolność do łamania schematów, zadaniowania samych siebie.

Ostatnio postawiłem na zatrudnienie w zespole osób, które poznałem dzięki Twitterowi, poobserwowałem na Facebooku i Google Plus, a nawet na Instagramie (zdjęcia mówią o nas często więcej niż teksty) dopiero póżniej sięgnąłem po cyfrowe archiwum ich profesjonalnych aktywności, czyli Linkedin. Wiem o nich wszystko. I nie mam wątpliwości, że wybrałem najlepszych ludzi na rynku. Nie prosząc ich o CV. Zresztą, gdybym poprosił ich o CV spojrzeliby się na mnie co najmniej dziwnie.

Czy znacie zresztą kogoś, kto znalazłby ostatnio dobrą pracę za sprawą CV?

Eryk Mistewicz