Lęki społeczeństwa hierarchicznego
Tygodnik Do Rzeczy

43/2013

dorzeczyInternet bez identyfikacji użytkowników psuje interes koncernom, utrudnia życie służbom, niszczy spokój tradycyjnych mediów.

Media, służby i koncerny nowych mediów zgrupowały siły na rzecz wprowadzenia zakazu anonimowego wchodzenia do sieci. Najlepiej byłoby, abyśmy nie mogli niczego w sieci wpisać, niczego kupić, abyśmy nawet nie mogli sprawdzić rozkładu pociągów bez zalogowania się naszym indywidualnym identyfikatorem sieciowym. O co idzie gra?

Najkrócej i najbardziej wprost: gra idzie o pieniądze. O bardzo duże pieniądze. Dla Google czy Facebooka wartość mają jedynie dane zindywidualizowane, przypisane do konkretnej osoby, mającej wiek, płeć, określony majątek, zdolność kredytową i zainteresowania. Tylko takie moduły (najlepiej jeszcze potwierdzone odciskiem palca) można sprzedać reklamodawcom.

Z punktu widzenia koncernów ministrowie cyfryzacji, Komisja Europejska, członkowie senatu USA, potrzebni są już tylko do jednego: do wprowadzenia indywidualnego identyfikatora sieciowego. To urzędnicy i politycy dzierżą klucz do ich eldorado. W zamian oferują im władzę nad siecią, nad społeczeństwem.

W dyskusjach o wprowadzeniu indywidualnego identyfikatora sieciowego pobrzmiewa chęć utrzymania świata w ryzach XIX-wiecznego porządku. Indywidualny identyfikator sieciowy zakończy rozpasanie, rozdyskutowanie. Znów ważna będzie hierarchia, wrócimy do komunikacji: my mówimy, a wy nas słuchacie. Świat powróci na właściwe tory.

Internet bez identyfikacji użytkowników psuje dziś interes koncernom, utrudnia życie służbom, niszczy spokój tradycyjnych mediów.

Aby opanować tę rzeczywistość dziennikarze francuscy występują więc do CSA (francuskiej KRRiT), aby zakazała używania w mediach nazw „Twitter” i „Facebook”. Każdy przypadek oszustwa na Twitterze (fałszywe wpisy, przejęcie konta, pomyłka przy logowaniu…) służy „dziennikarzom z XIX wieku” do tego, aby dowodzić z pasją: nowe media to samo zło, pornografia, pedofilia, handel narkotykami, przepisy na bombę atomową, język nienawiści i naigrywanie się z demokratycznych władz.

A co jeśli urzędnik państwowy komunikuje się przy użyciu Twittera, podczas gdy nie został on wpisany w system prawny, tam gdzie „Biuletyn Informacji Publicznej” i ePUAP?

Oczywiście zakazać – zakazać premierowi, ministrom, korzystania z nowych mediów. Skończyć tę zabawę. Identyfikować, wyłapywać, blokować dostęp. Niech będzie jak było. Wprowadzić takie zasady korzystania z sieci, które będą budowały pozycję firm udostępniających władzom pełny wgląd w aktywności użytkowników. Dofinansowywać gazety. Nakazać politykom komunikowanie się wyłącznie poprzez dziennikarzy, poprzez konferencje prasowe. Odebrać Twittera.

Lęki społeczeństwa hierarchicznego, nic więcej.

Eryk Mistewicz

Tekst ukazał się w wyd. 43/2013 tygodnika „Do Rzeczy”.