„Optymistycznie z rozpustnego Paryża”
Tygodnik Do Rzeczy

4/2014

dorzeczyTo paradne, że zdjęcia, które wstrząsają podstawami Republiki wykonuje wówczas i teraz ten sam fotograf, Sébastien Valiela.

W świecie dziesięciu milionów fotografów-paparazzich (tyle jest we Francji smartfonów umożliwiających natychmiastowe opublikowanie wykonanych zdjęć) wydawałoby się, że nie będzie już zapotrzebowania na jego prace, że wystarczy odwrócić się, a tu prezydent na motorze, w towarzystwie blondynki, a tu jego poprzednia partnerka, w ręczniku, tuż przed ważnym wystąpieniem, a tu znany aktor żyjący równolegle już nie z dwiema, trzema, lecz z czterema kobietami.

Nowe media zmieniły tak wiele zawodów, tak wiele profesji zdegenerowały, wręcz zaorały do spodu, a jednak zawód najbardziej oczywisty, paparazzich, oszczędziły. Dlaczego 10 mln posiadaczy smartfonów wciąż przegrywa z Sébastienem Valielą?

Nieważne jest bowiem pisanie, jeśli niewiele jest warte (bo każdy może dziś pisać, ale czy każdego chcemy czytać?). Nieważne są obrazy w sieciach społecznościowych jeśli nie ma w nich mocy, treści (każdy może dziś zrobić zdjęcie, wciąż jednak tylko niektóre zdjęcia chcemy oglądać; ba, chcemy za ich oglądanie, za obcowanie z nimi płacić! Choćby za te Sebastião Salgado…). Nieważne jest dziennikarstwo jeśli nie potrafi dookreślić, co w otaczającym nas chaosie informacji jest NAJWAŻNIEJSZE.

Aby wykonać zdjęcie François Mitterranda i jego córki Mazarine, wychodzących z restauracji, zaprzyjaźnił się z jej kolegą z klasy. Mazarine – „sekretu stanu” – pilnowało na stałe kilkunastu ochroniarzy. Zdjęcie opublikował w 1994 r. w „Paris Match”. Teraz, aby wykonać zdjęcie François Hollande z aktorką Julie Gayet, potrzebował roku. Od ponad roku wiedział, podobnie jak duża część Paryża, o tym związku. Kluczem okazał się ochroniarz przydzielony aktorce przez Pałac Prezydencki. Zdjęcia, które opublikował „Closer” wywołały dyskusję poważniejszą, niż widać to z Polski. Od razu też odpowiadam: tak, to jest dziennikarstwo.

Wiedzieć, co jest najważniejsze, wyabstrahować, wyłuskać fakty, opinie, obrazy, słowa z otaczającego szumu, wskazać, naświetlić, udokumentować, przedstawić, obronić – to wciąż od dwustu lat niezmiennie zadanie dziennikarstwa. Traf chciał, że w dniu, w którym w Paryżu przysłuchiwałem się konferencji broniącego się François Hollande, mijała okrągła rocznica opublikowania głośnego „J’Accuse” Emila Zoli.

Nie, nowe media nie zmieniły istoty dziennikarstwa. Wciąż ma ta profesja rację bytu. Jeśli wykonywana uczciwie, niezłomnie, z szacunkiem dla Czytelników, z poszanowaniem Autorów, z godnością wobec opisywanych ludzi, z respektem dla faktów, z budowaniem dobrych opowieści o tym wszystkim, co najważniejsze. Po prostu mądrze. Wtedy przetrwa.

Eryk Mistewicz 

Tekst ukazał się w wyd. 4/2014 tygodnika „Do Rzeczy”.